sobota, 16 marca 2013

Rozdział 84.




Jastrzębie Zdrój, 31.12.2016.

- Wchodźcie, wchodźcie. – zaprosiłam Winiarskich.
- Kochana, promieniejesz. Ciąża Ci służy. – zachwalała mnie Daga. – A gdzie masz Krzysia?
- Tu jestem! – nagle koło nas pojawił się Igła, na co zaśmialiśmy się.
- U dziadków. – odparłam.

Około 22.00 byliśmy w komplecie. Muzyka grała na całego. Krzysiek przywiózł ze sobą kamerę, by uwiecznić wszystko. My z dziewczynami co jakiś czas donosiłyśmy przekąski i napoje. Przed 24.00 zadzwoniłam jeszcze do chłopaków z Afro. Nim jednak odebrali, ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć, a moim oczom ukazało się siedmiu wspaniałych wraz ze swoimi dziewczynami i żonami.

- Przyjechaliście! Właźcie do środka. – zaprosiłam Afrorodzinę do domu.
- No nie mogliśmy przegapić takiej imprezy! No wiesz.. Nie zawsze ma się okazję spędzić sylwestra z Mistrzami Olimpijskimi. – zaśmiał się Lajan.

Weszliśmy do salonu, goście się przywitali ze wszystkimi, a po chwili zaczęliśmy szykować się do odliczania. Wszyscy (prawie) pochwycili kieliszki z szampanem. Ja musiałam zadowolić się sokiem ze świeżych cytrusów. Włączyliśmy TV, żeby być na bieżąco z czasem i wyczekiwaliśmy.

- Już za chwilę rozpoczniemy wielkie odliczanie. Nacieszmy się jeszcze tymi ostatnimi chwilami 2016 roku! – wypowiedział nieśmiertelny chyba Krzysztof Ibisz.
- … Pięć! Cztery! Trzy! Dwa! Jedeeeen! Szczęśliwego Nowego Roku! – wykrzyczeliśmy.
- To zdrowie gospodarzy! – krzyknął Baron.
- Zdrowie!

Chwilę później wyszliśmy wszyscy na dwór, bo chłopaki, jak to dzieci, chcą trochę fajerwerków. No cóż.. Całe życie z wariatami..


20 lat później (2036 rok)

Maja urodziła się 24 kwietnia 2017 roku. Mama Michała w końcu postanowiła przyjechać do Jastrzębia na stałe. W wieku 36 lat Michał zakończył karierę siatkarza i zaczął pracować jako trener. Najpierw był to JSW, potem chwilowo Politechnika Warszawska, a teraz znów Jastrzębski. Krzysiek poszedł w ślady Michała. Od najmłodszych lat trenuje siatkówkę. Gra na pozycji atakującego w Jastrzębskim Węglu. Jednak rozważa propozycje innych klubów, bo jak mówi, chce nabrać doświadczenia. Maja w tym roku zdała maturę. Dostała się na fizjoterapię w Krakowie, co było jej marzeniem. Kto wie, może w przyszłości będzie pracować ze sportowcami… Ja natomiast trzy lata po urodzeniu Mai poszłam na studia. Jednak nie zdecydowałam się na powrót na architekturę wnętrz. Wybrałam dziennikarstwo sportowe i pracuję jako komentator w Polsacie Sport. Komentuję tylko mecze siatkarskie, bo w tym kierunku się kształciłam. Alicja i Tomek się pobrali w 2025 roku, mają syna Franka. Wyprowadzili się na Mazury, ale mimo to mamy ze sobą bardzo częsty kontakt. Z siatkarzami widujemy się regularnie, 3-4 razy w roku. Każdy założył już rodzinę i cieszą się swoim szczęściem…

- MAMO! Nie widziałaś moich ochraniaczy? – zapytał Krzysiek.
- Majki pytaj. – odparłam, po czym poszłam się przygotowywać do pracy.
- Skąd mam wiedzieć, gdzie je położyłeś. To Ty ich używasz! - krzyknęła Maja na pół domu.

Mecz pomiędzy SKRĄ i JSW rozgrywany był w jastrzębskiej hali. Usadowiłam się wygodnie na swoim krzesełku komentatorskim, a po chwili dosiadł się do mnie drugi komentator, Dawid. Piętnaście minut później na parkiet weszły obie drużyny, by się rozgrzać.

- To co? Wygrywamy dziś? – zapytał.
- Owszem. Wygrywamy. – uśmiechnęłam się. – Skopcie tyłki Skrzatom.
- Hmmm.. Czyżby Pani komentator była stronnicza?
- Może ociupinkę.  

Równo o 17.30 zaczął się mecz. Rozegrał się w pięciu setach. Wszystkie były bardzo wyrównane. Obie drużyny szły dosłownie punkt za punktem. Ostatecznie Wygrała SKRA, a MVP spotkania okazał się Arek Wlazły.

- Mamo! Tato! Jest sprawa. Właściwie, to bardziej tato. Chodzi o trening zaraz po sylwestrze.
- Przełożyć go wam?
- Jak Ty mnie dobrze znasz. Chodzi o to, że jedziemy do Winiarskiego. I nie wiemy, czy uda nam się wrócić następnego dnia.
- I tak miałem go wam przełożyć, bo sam nie wiem, czy zdążę się ogarnąć.
- Po czym?
- Jak to? Kurkowy sylwester w Bełku.
- Przecież wy za starzy jesteście na zabawę!
- Jak chcesz się zdziwić, to wpadnijcie na chwilę. Nasze pokolenie siatkarzy ma zawsze najlepsze imprezy!
- To Paa!..  – ulotnił się w mgnieniu oka.
- On chyba nie wierzy w nasze możliwości. – zwrócił się do mnie Michał.
- No chyba właśnie nie…  

________________________________________________________________________
Na samym początku chciałabym Was przeprosić, że ten rozdział jest taki krótki. Już tłumaczę dlaczego. Mianowicie, jest to ostatni rozdział tego opowiadania. Więcej rozdziałów tu nie będzie. 
W związku z tym chcę Wam bardzo podziękować za te 84 rozdziały, które przeżyłam wspólnie z Wami, za ponad 40 tys. wyświetleń, za ponad 400 komentarzy, które zamieszczałyście pod postami, za wiele miłych słów, komplementów, czy zwykłych rozmów. Dziękuję Wam także za to, że cierpliwie czekałyście na kolejny rozdział mimo, że nie zawsze pojawiał się w terminie. Nawet nie wiecie, jak się cieszyłam, kiedy z rozdziału na rozdział przybywało Was coraz więcej. Każde wyświetlenie coraz bardziej motywowało mnie do dalszego pisania, bo wiedziałam, że ktoś To czyta. Dlatego jeszcze raz Wam dziękuję.

Nie rozstajemy się na zawsze, bo piszę drugie opowiadanie. Tam, będzie można mnie znaleźć. Rozdziały jak na razie będą się pojawiać raz w tygodniu. Może później coś się rozkręci.

Mam do Was jeszcze jedną malutką prośbę. Jest to prośba do każdego, kto przynajmniej raz wszedł na tego bloga. Jeśli przeczytałaś/łeś choć jeden rozdział (np. ostatni), skomentuj. Chcę wiedzieć, ile naprawdę Was było... Jest. 

Jeszcze raz, dziękuję. 

Pozdrawiam, Wasza no_princess :**

PS. Na samej górze jest link do jednej z piosenek, przy których pisałam ten rozdział + możecie zobaczyć, jak ja wyobrażam sobie Maję i Krzyśka :D

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 83.



05.08.2016

Razem z dwu i pół letnim Krzysiem siedzę na trybunach na hali w Rio de Janeiro. Za pięć minut rozpocznie się najważniejszy mecz naszych siatkarzy. Po raz kolejny po obu stronach siatki stoją odwieczni wrogowie. Na jednej połowie – Polacy. Na drugiej – Rosjanie. Po raz kolejny mamy okazję pokazać, że polska siatkówka jest lepszą siatkówką niż rosyjska. Po odegraniu hymnów na boisko wyszły podstawowe szóstki. U nas znaleźli się w niej Igła, Możdżonek, Kurek, Winiarski, Żygadło, Nowakowski i Bartman. Misiek z powodu niewielkiej kontuzji, której doznał podczas półfinału, wejdzie tylko w razie potrzeby.

Mecz się rozpoczął świetną grą Rosjan. Na pierwszej przerwie technicznej prowadzili 2:8. Szybka motywacja ze strony Anastasiego i  Polacy wrócili na boisko z nową energią. W ekspresowym tempie odrobili straty i na drugiej technicznej było już 16:15. Po bardzo emocjonującej końcówce seta wygrywają Rosjanie wynikiem 27:29. Następne sety też nie należały do najłatwiejszych, jednak udało nam się doprowadzić do tie-break’a.
Ostatni set rozpoczął się niespokojnie. Obie drużyny były wykończone. Anastasi wystawił swój najsilniejszy skład. Krzyś, kiedy tylko zobaczył Michała na boisku zaczął krzyczeć „TATA! TATA!”, a ja pomagałam mu go dopingować.

Zagrywa Kurek, przy stanie 17:16 dla nas. Niestety psuje zagrywkę. Po przeciwnej stronie siatki na zagrywkę wchodzi Muserski. Jednak on też psuje, co skutkuje kolejną piłką meczową dla Polski. Anastasi wykorzystuje ostatnią przerwę. Na trybunach szaleją polscy kibice. Zaczynają śpiewać, skandować „ostatni! Ostatni!” Nawet ja z Krzysiem się przyłączyłam.

- Mamo, tata wygla… plawda? – zapytał Krzyś.
- Oczywiście. Patrz, tatuś będzie teraz zagrywać. Musimy trzymać kciuki. – powiedziałam, po czym posłusznie wykonał polecenie.

Na zagrywkę wszedł Michał. Podrzucił piłkę wysoko do góry. Zamknęłam oczy, a cała hala zamarła. Chwilę później usłyszałam euforię kibiców. Otworzyłam oczy i wszystko do mnie dotarło. Wygraliśmy. Wstałam, wzięłam Krzysia na ręce, żeby nikt go nie staranował i udałam się w stronę mistrzów olimpijskich. Jednak panował tam taki chaos, że nigdzie nie mogłam odnaleźć Michała.

- Mama! Pac! – Krzyś wskazał siatkarzy, którzy podrzucają kogoś w górę. – Tata!
- Idziemy do niego?
- TAK!
- Ekhm.. Przepraszam panowie! Ten młody człowiek, chciałby do taty. – zwróciłam się do siatkarzy, którzy nadal męczyli Miśka.
- Sarah! Krzyś! – Michał uwolnił się od chłopaków.
- Mój bohaterze. – zwróciłam się do niego.
- Mój bohateze! – powtórzył po mnie Krzysiu.

Postaliśmy jeszcze przez chwilę, po czym dołączyli do nas siatkarze. Michał wziął ode mnie małego, bo stwierdził, że on już jest za ciężki, żebym go nosiła.

- Michał, muszę Ci coś powiedzieć. – zaczęłam, kiedy wrzawa na hali trochę ucichła.
- Coś się stało? – zapytał lekko przestraszony.
- Nie.. Spokojnie. Nie mówiłam Ci tego wcześniej, bo sama nie byłam pewna. Ale byłam to sprawdzić.
- Do czego zmierzasz?
- Jestem w ciąży.


Dwa dni później

Zaraz odbędzie się dekoracja siatkarzy. Przed tym jednak następuje nagradzanie poszczególnych graczy.

- Najlepszy przyjmujący. Michał Kubiak! – zaczął wymieniać spiker po angielsku. – Najlepszy atakujący. Zbigniew Bartman!

Najlepszym środkowym został jakiś Amerykanin, a rozgrywającym jeden z Rosjan.

- Najlepszy Libero. Krzysztof Ignaczak! – dalej mówił spiker. – MVP całego turnieju zostaje… - w tym momencie mam w głowie werble – Reprezentant Polski… - Już słychać radość polskich kibiców, a chłopaki powoli przygotowują się do rzucenia się na jednego ze swoich kolegów – MICHAŁ KUBIAK!

10 minut później

Siatkarze stoją na podium. Każdy ma na szyi zawieszony złoty medal. Po chwili wszyscy jak jeden mąż zaczynają śpiewać hymn, a niejednemu po policzku spływa łza.

Warszawskie Okęcie, 3 dni później.

Tłum kibiców czeka na powrót siatkarzy. Stanęłam na uboczu wraz z rodzicami Michała.

- No jak oni długo tam jeszcze będą? – niecierpliwiła się mama Michała.
- Mamusiu, gdzie jest tata? – zapytał mnie Krzyś.
- Za chwilkę przyjdzie.

Chłopaki przyszli trochę później niż myślałam. Michał od razu wziął ode mnie Krzysia i przywitał się ze mną, a później z rodzicami, a na końcu z Błażejem, Kingą i już nie takim małym Bartkiem. Nagle wokół nas zebrało się mnóstwo fotoreporterów. Szybko udaliśmy się na parking, by schować się przed nimi.

Kilka godzin później byliśmy już w Jastrzębiu. Zaprosiliśmy wszystkich na poczęstunek. Wszyscy zachwycaliśmy się wygraną Polaków na igrzyskach oraz nagroda dla najlepszego przyjmującego i MVP. Poinformowałam także o tym, że za osiem miesięcy Krzyś będzie miał rodzeństwo. Wszyscy ucieszyli się na tą wiadomość i zaczęli mi gratulować. Wieczorem wszyscy wrócili do siebie.

- Wiesz, co? – zaczął Michał.
- Słucham.
- Dobrze, że kupiliśmy taki duży dom. W końcu niedługo znów powiększy się nam rodzina. Kocham Cię. Kocham Was.
- My też Ciebie kochamy.

 24 październik 2016 roku.

- TAAAAKKK! Polska po raz kolejny wygrywa Memoriał Huberta Jerzego Wagnera! – krzyczał spiker na rzeszowskim Podpromiu.

Po wręczeniu wszystkich nagród, medali i odśpiewaniu hymnu Igła poprosił o mikrofon.

- Cześć wszystkim. Dziś jest dla mnie ważny dzień. Czuję się w pełni spełnionym człowiekiem. Mam wspaniałą rodzinę, przyjaciół. Wiele osiągnięć na swoim koncie. Jest mi ciężko, ale w życiu każdej osoby przychodzi taki moment, w którym mówi sobie „wystarczy”. Dziś przyszedł w moim życiu taki moment. Zdobyłem złoto Igrzysk Olimpijskich, pięć razy pod rząd zdobyłem złoto Ligi Światowej. Wygrywałem Memoriał Wagnera jak i rozgrywki klubowe. Dlatego dziś odchodzę, nie żałując niczego. Bo mam wspaniałych przyjaciół, rodzinę i Was kochani kibice, bez których nic bym nie osiągnął. Dlatego chcę podziękować moim kolegom z Reprezentacji, z Asseco Resovii, z poprzednich klubów, w których grałem… Chcę podziękować także mojemu najlepszemu przyjacielowi. Mam nadzieję, że chłopaki się za to nie obrażą. – uśmiechnął się szeroko, aczkolwiek smutno – Arku, dziękuję. Mimo, że nie ma Cię tu osobiście, że nie ma Cię z nami, ja czułem, że podczas każdego meczu wspierasz mnie. Stoisz gdzieś za mną i podpowiadasz mi, w którą stronę mam rzucić się do piłki. Dziękuję za to, że mogłem Cię poznać. Że mogłem być Twoim przyjacielem. Dziękuję. – oddał mikrofon, a z jego oczu popłynęło kilka łez.

Wszyscy płakali. Całe Podpromie krzyczało „Dziękujemy! Dziękujemy!”. Chwilę później mikrofon był w rękach Możdżonka.

- Krzysiek. Nie będę się rozwodził nad tym jaki byłeś. Bo nadal jesteś. Nadal jesteś dla nas kimś ważnym. Smutno nam, że zostawiasz nas. Ale słusznie zauważyłeś, że do każdego przychodzi taki moment, że trzeba powiedzieć sobie wystarczy. Wiedz, że granie z Tobą po tej samej stronie siatki, w Reprezentacji i po przeciwnych stronach siatki w Pluslidze, było zaszczytem. Nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich. I to my powinniśmy Tobie podziękować, że użerałeś się z nami przez tyle lat. Że mogliśmy do Ciebie przyjść i się wygadać. Że zawsze nam pomogłeś. Jesteś dla nas autorytetem. Wzorem do naśladowania. Dziękujemy, za te wspaniałe turnieje Ligi Światowej, za dwukrotne Igrzyska Olimpijskie, za tyle spędzonych sezonów w Pluslidze i za to, że nie uciekłeś grać za granicę. Dziękujemy…


________________________________________________________________________
Minęła północ, więc jest poniedziałek. W związku z tym dodaję nowy rozdział. Na początku wesoły, a pod koniec trochę smutny. Muszę się wam przyznać, że podczas pisania słów Igły popłakałam się, a w momencie, kiedy wspomniał o Arku kompletnie się rozkleiłam. Mam nadzieję, że u Was także wywołał łzy wzruszenia. 
Jak z pewnością zauważyłyście akcja została baaardzo przyspieszona, co oznacza, że niedługo koniec tej "wspaniałej" opowieści. Będzie mi smutno, bo polubiłam tą historię. Ale póki co, jeszcze jestem :)
Zeby nie było, wszystkie daty są zmyślone :)

Pozdrawiam, no_princess :**

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 82.



Kiedy weszliśmy do środka zaczęły sypać się gratulacje. Wszyscy domownicy zaczęli zachwycać się Krzysiem, pytać jak się czuję, na co odpowiadałam, że dobrze. Tak naprawdę byłam potwornie zmęczona. Kiedy już się rozpakowaliśmy pomogłam mamie i Kindze przy wigilijnej kolacji. Po modlitwie i podzieleniu się opłatkiem zasiedliśmy do stołu. Po posiłku przyszedł czas na prezenty. Rodziców wysyłamy na dwutygodniowe wakacje (lub ferie, jak kto woli). Ja kupiłam Miśkowi nowy zegarek, Krzyś został obradowany mnóstwem ubranek i innych akcesoriów, Kinga z Błażejem kupili sobie perfumy, a Bartuś dostał nową grę. W końcu i ja dostałam prezent. Michał wręczył mi małe, podłużne pudełeczko owinięte czerwoną wstążką. Z zaciekawieniem otworzyłam je.

- To będą nasze wspólne wakacje. Tylko my troje. – wyszeptał mi do ucha, kiedy zobaczyłam trzy bilety na Majorkę.
- Kocham Cię. – wtuliłam się w niego.

Około 23.00 wszyscy zaczęli ubierać się na pasterkę. Zostaliśmy we trójkę w domu, ze względu na Krzysia. Postanowiliśmy posprzątać po kolacji, a później położyliśmy się spać.
W nocy „udało mi się” wstać trzy razy plus raz około 7.00, by nakarmić Krzysia. Wstałam dopiero przed obiadem. Nikt mnie nie budził, bo wszyscy wiedzieli, że przede mną najgorszy okres, jeśli chodzi o przesypianie całych nocy.

- Cześć Kochanie. – na powitanie Michał dał mi buziaka.
- Cześć. Zrobisz  mi kawy? Ja w tym czasie pójdę pod prysznic.
- Jasne.

Po świątecznym obiedzie wybraliśmy się na spacer. Jak na grudzień, było dość ciepło, bo w ciągu dnia temperatura wynosiła maksymalnie -5 stopni. Wieczorem postanowiliśmy wrócić do Jastrzębia bo w drugi dzień świąt Misiek ma trening. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi, oczywiście Krzysiu wzbudzał największą sensację i nikt nie chciał, żebyśmy już jechali. Wytłumaczenie? „Bo my jeszcze się nim nie nacieszyliśmy” : D Dlatego z Wałcza wyjechaliśmy przed 23.00. Wcześniej się niestety nie dało…

Następne dni były wyczerpujące. Zarówno dla mnie, jak i Michała. Przed samym sylwestrem Jastrzębski grał mecz z ZAKSĄ. Oczywiście wygrany dla tych pierwszych. Byłam taka dumna. 31. grudnia pojechaliśmy do Częstochowy, gdzie był organizowany sylwester. W tym roku odpowiadał za niego Winiar z rodziną.

- Ciocia!!! – krzyknął Oliwier, kiedy weszliśmy do domu Winiarskich.
- Oliś. Cicho. – uciszyła go Daga, widząc nosidełko w rękach Miśka. – Cześć. Wejdźcie.

Chwilę później po Winiara Juniora przyjechali dziadkowie. Rozebraliśmy się, a Dagmara zaprowadziła nas do salonu, gdzie była już większość gości. Zaczęli do nas podchodzić, gratulować i podziwiać moją figurę po ciąży.

- Nie ma jeszcze wszystkich, ale chyba możemy powoli zaczynać. – zaproponował Winiar, na co przystali wszyscy.

Wkrótce rozległ się dzwonek do drzwi. Po chwili do salonu weszli nowo przybyli goście, a konkretniej Ignaczakowie, Bartman z Asią i Piter. Od razu podeszłam się z nimi przywitać. Jednak jak się okazało nie byli to jeszcze wszyscy goście. Jakoś w połowie imprezy dołączyli ostatni.

- Sarah. Poznaj. To jest mój przyjaciel Mariusz i jego żona Paulina. – przedstawił mi ich Winiar.
- Cześć. Miło was poznać. – uścisnęłam obojgu dłoń.

Przed samą północą Krzyś się obudził. Byłam w szoku, że dopiero teraz. Cały czas był hałas, przy którym normalnie nie da się spać. Daga zaprowadziła mnie do pokoju na górze, gdzie spokojnie będę mogła go nakarmić.

***

- No i mówię Wam. Miałem kaca do świąt! Wiedziałem, że tak kurwa będzie. Więcej nie idę na żadne urodziny! Nie z wami! – Piotrek żalił się kolegom.
- To dobrze, że nie przyjechaliśmy. Nie chciałbym cię oglądać na zgonie. – zaśmiał się Dzik.
- Ejj.. Właśnie. Kiedy dokładnie Krzyś się urodził? – zapytał Zibi.
- Osiemnastego.
- To za rok będzie biba! – ożywił się Nowakowski.

***

Krzyś nie chciał zasnąć, więc postanowiłam wziąć go ze sobą. Na szczęście wszyscy siedzieli w salonie. No cóż ostatni dzień grudnia nie rozpieszczał nas ciepłem. Chłopaki porozlewali już szampana do kieliszków. Tego sylwestra spędzamy wspólnie z Polsatem, więc kiedy tylko zaczęło się odliczanie wszyscy wzięli kieliszki w dłonie i dołączyliśmy się do polsatowskich dziennikarzy.

- 3!.... 2!.... 1!!.... – krzyknęliśmy chórem.

Chwilę później składaliśmy już sobie życzenia. Krótko po pierwszej poszłam spać. Michał i Daga zaoferowali nocleg, więc przez grzeczność nie odmówiliśmy.

Wstałam przed dziewiątą, co było wielkim zaskoczeniem dla mnie. W szczególności dlatego, że Krzyś lubi się w nocy obudzić. Zeszłam na dół. Przechodząc obok salonu zobaczyłam kilku siatkarzy śpiących to na tapczanie, to na jakimś materacu, czy na fotelu. W kuchni zastałam Dagmarę, Iwonę i Hanię.

- Widzę, że wy też ledwo żyjecie? – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- Ciii… - zatkała uszy Hania.
- Przepraszam. – wyszeptałam. – Ile jeszcze siedzieliście?
- Do czwartej.
- I już wstałyście?
- My się nawet spać nie kładłyśmy. Odsypiać będziemy dzisiaj w nocy.

Chwilę później dołączyła do nas Asia. Oprócz mnie, jako jedyna chyba nie miała kaca. Chłopaki wstali jakoś przed drugą. Misiek wziął ze sobą Krzysia i usiadł obok mnie. Po obiadku u Winiarskich postanowiliśmy wracać do domu. 

_______________________________________________________________________
Po pierwsze. Chciałabym Was bardzo przeprosić za to, że tak długo nic nie dodawałam. Jest to zpowodowane tym, że moja wena opuściła mnie chyba na zawsze, bo to, co możecie przeczytać powyżej pisałam trzy dni. I za każdym razem coś mi się nie podobało. 
Po drugie. Chciałabym Was przeprosić za to, że ten rozdział jest taki krótki i nudny. Przyczyna jest podana akapit wyżej. 
Po trzcie. Nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział. Wiem tylko tyle, że jeśli nie pojawi się jutro (tj. poniedziałek) to najwcześniej w środę, bo we wtorek będę poza domem cały dzień. 
Mam szczerą nadzieję, że mi wybaczycie.

Pozdrawiam, no_princess :**

PS. Jeśli ktoś czytał bloga Vesper, to zajrzyjcie na niego! Czeka Was tam miła niespodzianka :D

środa, 6 marca 2013

Rozdział 81.



W ciągu kilku następnych dni wszystkie nasze rzeczy zostały przewiezione do nowego domu. Michał umówił się także z właścicielem naszego dotychczasowego mieszkania, by zerwać umowę i oddać klucze. Wszystko poszło bardzo sprawnie.
Pierwszego listopada, jak co roku, postanowiłam odwiedzić grób mamy. Na warszawskim cmentarzu spotkaliśmy Barona, Adama – brata Alka, wujka, ciocię i resztę chłopaków z Afromental. Kiedy zobaczyli mnie z wielgachnym brzuchem wszystkim im mordki się roześmiały. Zaczęły się gratulacje, pogawędki. Nawet nie odczułam, że byłam na cmentarzu. Kiedy wszyscy już się rozeszli, ja i Michał jeszcze chwilę zostaliśmy.

- Tak bardzo chciałabym jej o wszystkim powiedzieć. Że jesteśmy małżeństwem, że spodziewamy się dziecka… - z moich oczu zaczęły się sączyć łzy. – Cholernie mi jej brakuje…
- Twoja mama na pewno wszystko widzi. I jest z Ciebie dumna. Wierzę w to.

Przytulił mnie mocno do siebie. Po piętnastu minutach postanowiliśmy wracać do domu. Robiło się już ciemno i zimno.


Cały listopad był miesiącem przygotowań do porodu i przy okazji do świąt. Woleliśmy z Miśkiem mieć już wszystko wcześniej przygotowane, w razie, gdybym miała urodzić trochę wcześniej lub później. Z Alą widywałam się bardzo często. Bardzo brakowało mi wspólnych wykładów. Mimo to cieszę się, że zrezygnowałam ze studiów. W końcu wrócić na uczelnię mogę zawsze, ale syna mogę wychować tylko raz.

- Kochanie, wróciłem. – powiedział Michał, kiedy wszedł do salonu.
- Ok. Już zaraz będzie obiad. Właśnie kończę. – uśmiechnęłam się.

Po chwili siedzieliśmy już w jadalni zajadając się kurczakiem. Nagle poczułam przenikliwy ból brzucha.

- Michał.. Proszę, dzwoń po pogotowie.. – spanikowana wydusiłam z siebie. – Aaaa.. – kolejny skurcz.
- Sam Cię zawiozę. – zaczął nerwowo szukać kluczy do samochodu.
- NIE! Nie będziesz jechać w takim stanie!

Po 45 minutach byłam już w szpitalu.

- Proszę Państwa. To był fałszywy alarm, ale dobrze, że Państwo przyjechali. Jak wiadomo lepiej nie ryzykować, by coś się stało. Jednak chciałbym, aby została Pani w szpitalu do rozwiązania. – poinformował lekarz. – Na kiedy ma Pani termin?
- 13 grudnia.
- Dobrze. W takim razie na ten czas to już chyba wszystko. W razie jakichkolwiek pytań, lub gdyby coś się działo, to proszę wołać. Zostawię Państwa samych.

Kiedy lekarz wyszedł weszła pielęgniarka, by sprawdzić, czy niczego mi nie potrzeba.

- Ale żeś nas wystraszył mały… - powiedział Misiek do mojego brzucha.
- Michał… Musimy wybrać dla niego imię.
- Wiem. I kompletnie nie mam pojęcia.
- Ja też. Ale powiem Ci, że dobrze, że nie ma tu Zbyszka. Pamiętasz jak po meczu z Brazylią Zibi zaczął mówić do mojego brzucha? „ Zbigniewie, za kilkanaście lat będziesz ze starym wujkiem grac w siatkówkę. Obiecuję Ci to.” – zacytowałam.
- Pamiętam… - powiedział z uśmiechem. – Ale nie chcę mieć syna o imieniu Zbigniew. Zbyt dobrze znam Bartmana. Nie chcę, by mój syn wyrósł na idiotę.
- Ejj.. Chyba nie jest aż tak źle z Zibim.
- Uwierz mi, Kotku. Jest. Znam go 15 lat.
- Wybacz. Zapomniałam. – uśmiechnęłam się szeroko.

Misiek cały wieczór spędził ze mną. Opuścił mnie tylko na chwilę, by przywieźć moje rzeczy. Koło 22.00 wygoniłam go do domu, a sama poszłam spać.

Kolejne dni mijały, a porodu jak nie było, tak nie ma. I jak na razie nic nie zanosi się na to, by miał być w terminie. Misiek odwiedzał mnie codziennie i przynosił domowe obiadki, bo jak powiedział: „Nie będziesz jeść tego szpitalnego jedzenia, bo nie dostarcza Ci tylu witamin ile potrzebujesz.”. I weź tu się kłóć. Teść też wpadł do mnie kilka razy. Co mnie zdziwiło, nawet Możdżon z Hanią przyjechali.

Tak jak myślałam. W terminie nie urodzę. Jest 17 grudnia i wyglądam jak wieloryb.

- Cześć kochanie. Jak się czujesz? – zapytał Misiek, kiedy przyszedł do mnie po porannym treningu.
- Jak wieloryb. Tfu. Co ja mówię. Jak milion wielorybów.
- No wiesz. Jak dla mnie wyglądasz niezwykle ślicznie.

Usłyszeć takie słowa w ostatnich dniach ciąży.. Bezcenne.

- Michał.. Musimy zadzwonić do Piotrka. Że nie przyjedziemy.
- Już dzwoniłem. Powiedział, że szkoda, ale wy jesteście najważniejsi. A nie on.
- Jaki kochany. A co u rzeszowian w ogóle?
- Piter obawia się, że chłopaki zorganizują mi taką imprezę, że do świąt będzie mieć kaca.
- Hahaha.. Biedy Pit. Będzie musiał jakoś przeżyć.

Michał siedział jeszcze ze mną do 22.00, po czym wrócił do domu. Zasnęłam dość szybko, lecz nie na długo. Około 1.00 odeszły mi wody i zaczęłam mieć skurcze. Dyżurujący lekarz szybko zainterweniował i byłam wieziona na porodówkę. Jakaś pielęgniarka zadzwoniła do Michała, który po pół godzinie był już ze mną.

Poród trwał dobrych kilka godzin. Obecność Michała bardzo mi pomogła. Czułam się bezpieczniej. Mimo to, czułam jakby łamali mi wszystkie kości i rwali mi skórę na żywca. Koło 7.00 usłyszałam płacz naszego dzidziusia. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy wzruszenia.

- Gratulacje. Mają Państwo zdrowego synka. – oznajmił lekarz.
- Dziękuję Kochanie. – wyszeptał mi do ucha Michał, po czym pocałował.



Kolejne kilka dni spędziłam w szpitalu. Michał poinformował rodziców, że na święta możemy się spóźnić, jednak nie powiedział, że już urodziłam.
23. grudnia razem z Michałem i malutkim Krzysiem wróciliśmy do domu. Michał kazał mi odpoczywać i sam zajął się pakowaniem walizek. Do Wałcza wyjechaliśmy dopiero w wigilijny poranek. Droga była bardzo zatłoczona, więc Misiek nie szalał z prędkością. Kiedy zatrzymaliśmy się na stacji przed Wałczem zadzwonił do kogoś.

- Siema Błażej. Słuchaj. My będziemy za jakieś 20 minut, bo jeszcze tankuję. Pomożesz nam z bagażami? Bo trochę tego mamy…. Dobra, Ok. To jak będziemy już dojeżdżać, to damy znać… Ok. Cześć.

Koło 17.00 byliśmy na miejscu. Od razu na powitanie wyszedł Błażej. Jaka była jego radość, kiedy zobaczył Krzysia… Nie do opisania. Jednak poprosiliśmy, by nic nie mówił nikomu. Bez problemu na to przystał. Kiedy Błażej wziął walizki, Michał nosidełko, a ja małą torbę z rzeczami naszego synka udaliśmy się do domu. 

_______________________________________________________________________
Więc (tak, wiem. Nie zaczyna się zdania od "więc") jest nowy rozdział. Wczoraj nie dałam rady nic naskrobać, więc (błąd językowy. Zbyt często pojawia się słowo "więc") przepraszam. 

Wybaczcie mi także za te nawiasy pod postem z komentarzem. Niestety matura coraz bliżej, a pisać trzeba poprawnie. Jest to także przykłas dla Was, jak nie należy składać zdań ;P

Pozdrawiam ciepło, no_princess :*

Na drugim blogu rozdział prawdopodobnie jutro :)