poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 76.



Obudziłam się koło 9.00. Na szafce obok łóżka w wazonie stał ogromny bukiet tulipanów. Po chwili przyszedł Michał.

- Dzień dobry Gwiazdko. Jak się czujesz?
- Cześć kochanie. Mogłoby być lepiej, ale chcę już do domu.
- Wiem. Może lekarz się zgodzi, żebyś wróciła.
- Oby. Mam dość szpitala.

Dzień bardzo mi się dłużył. Dzisiaj miały być ostatnie wyniki. Bardzo chciałam, żeby ten cały koszmar się jak najszybciej skończył. Jednak za każdym razem, kiedy lekarz przychodził nie miał żadnych nowych wieści. Tylko tyle, że jeszcze musze trochę poczekać. Ale ja się pytam, ile można czekać? Ostatnio też tak było. Podejrzewali u mnie białaczkę i kazali czekać. Wiedziałam, że Michała też to dobija, ale nie dawał po sobie niczego znać. Chciał być silny, żebym ja się nie załamała. Wiem, że jemu też jest ciężko.

- Michał, jak długo to jeszcze potrwa? Nie mam już siły. To wszystko za bardzo mnie męczy.
- Już niedługo skarbie. Obiecuję.

Po moim policzku zaczęły spływać łzy. Michał przytulił mnie, jednak po chwili odsunął się ode mnie.

- Zaraz wracam. Ok.

Przytaknęłam. Zamknęłam oczy, a po chwili usnęłam.

***

Udał się w kierunku gabinetu lekarzy. Zapukał dwukrotnie, po czym wszedł do środka.

- Dzień dobry. Ma pan chwilę? – odezwał się pierwszy.
- Oczywiście. Proszę usiąść. Słucham.
- Chodzi o moją żonę. Jak długo to wszystko jeszcze potrwa? Te wyniki? Jej pobyt tutaj?
- Wyniki powinny być za pół godziny. Mieli awarię w laboratorium i dlatego to wszystko się opóźnia.
- Rozumiem, ale kiedy moja żona będzie mogła wyjść ze szpitala?
- Jak będziemy mieli wyniki wszystko się okaże. Naprawdę nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć.
- Proszę mi tylko powiedzieć, czy może tak być, że to nie jest infekcja, tylko coś poważniejszego.
- Zawsze istnieje ryzyko, ale proszę się nie martwić. To, że będą się państwo zamartwiać nic nie da. Proszę być dobrej myśli. Musi pan teraz wspierać żonę.
- Dziękuję i do widzenia.

Wyszedł z gabinetu. Czy ta rozmowa dała mu cokolwiek? Raczej nie. Mnóstwo pytań, na które nie ma odpowiedzi. Proszę być dobrej myśli? Co to miałoby znaczyć? Wrócił do pokoju Sarah. Spała. Była wycieńczona. Usiadł obok łóżka i wpatrywał się w nią jak w obrazek. W tym momencie zadzwonił jego telefon. Odebrał dość szybko, by nie obudzić ukochanej. Nawet nie spojrzał, kto dzwoni.

- Słucham. – powiedział półszeptem.
- Michał, przyjacielu. Kiedy przyjeżdżasz do Spały? Bo z tego co słyszałem, to ludzie chcą imprezkę powitalną ogarnąć i część z chłopaków jedzie już jutro.
- Nie wiem Zibi. Sarah jest chora, nie wiem, jak długo to potrwa. Wiesz, że nie chcę jej zostawiać samej.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego. Jak coś do daj znać, czy wszystko w porządku i życz jej zdrowia ode mnie i od Asi. Pozdrów ją.
- Ok. Cześć.

Rozłączył się, po czym schował telefon z powrotem do spodni. Siedział tak około godziny. Sarah cały czas spała. Postanowił pójść po jakąś kawę. Poszedł do bufetu z zamiarem wypicia kawy na miejscu, jednak postanowił wrócić do żony.

- Przepraszam, czy może pani zrobić mi tą kawę na wynos?
- Oczywiście panie Kubiak. – no tak, przecież jest dość rozpoznawalny w Jastrzębiu.
- Dziękuję.

Kiedy dostał kawę uśmiechnął się i poszedł w kierunku pokoju Sarah. Po drodze minął jej lekarza prowadzącego, który niósł jakąś kopertę. Miał nadzieję, że to wyniki.

- Panie Kubiak, ja za chwilę do państwa przyjdę, bo wyniki już przyszły. Idę tylko je skonsultować z drugim lekarzem.
- Dziękuję.

Już spokojniejszy udał się do Sarah. Kiedy wszedł do pokoju ona już nie spała. Wpatrywała się w okno, jakby szukała w nim odpowiedzi. Nawet nie zauważyła, kiedy Michał wrócił.

- Kochanie. Jestem już.

Uśmiechnęła się tylko. Jednak nie był to uśmiech, który w niej pokochał. Ten był jakby wymuszony, smutny, udawany. Taki na siłę. Tak bardzo chciał zobaczyć jej uśmiech. Ten prawdziwy. Tak bardzo pragnął jej szczęścia.

- Przed chwilą spotkałem lekarza. Powiedział, że wyniki już przyszły i zaraz przyjdzie.

Pokiwała tylko głową nadal wpatrując się w okno. Jej wzrok był pusty, jakby wyparowała z niej cała dusza. Ta piękna niewinna duszyczka, która przeżyła więcej, niż nie jedna starsza osoba. Nie miała już siły na nic. Usiadł obok niej na łóżku, a ona wtuliła się w niego. Poczuł, jak po jej policzkach spływają łzy. Łzy smutku, który ją wypełniał.

***

- Michaś, zabierz mnie stąd. Ja tu dłużej nie wytrzymam. – wyszeptałam.
- Obiecuję, że niedługo to wszystko się skończy. Wrócimy do domu, będzie jak dawniej, albo i jeszcze lepiej. Kocham Cię.
- Ja ciebie też. Ale chcę, by to skończyło się teraz, natychmiast.

Przerwał nam wchodzący do sali lekarz. Jednak nie był zmartwiony. Wręcz przeciwnie. Na jego twarzy malował się uśmiech.

- Jak się pani czuje? – zapytał.
- Dziękuję. Dobrze. – odpowiedziałam  bez entuzjazmu.
- Jak tak, to proszę, tu jest wypis. – Michał wziął od niego kartkę. – A teraz wyniki. Mam dwie wiadomości. Obie są dobre. Po pierwsze jest Pani całkowicie zdrowa.

W tym momencie odetchnęłam z ulgą.

- A jaka jest druga wiadomość? – zapytał ożywiony  Michał.
- Druga wiadomość jest taka, że znamy już przyczynę Pani złego samopoczucia.

Złego? Dobre sobie.

- Zostaną państwo rodzicami. To trzeci tydzień. Gratuluję. 

______________________________________________________________________
Jednak udało mi się napisać dziś ten rozdział. Mam nadzieję, że jesteście zadowolone z takiego obrotu spraw. Nie wiem, kiedy teraz wstawię nowy rozdział, bo mam trochę zajęć. Ale zaglądajcie na bloga, bo a nóż coś się pojawi :)

Pozdrawiam, no_princess :**

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 75.



Leżałam na sali. Obok mnie siedział Michał. Widziałam, że był zmartwiony.

- Cześć słoneczko. Jak się czujesz?
- Nie najlepiej. Strasznie mi słabo. Wiadomo, co mi jest?
- Jeszcze nie. Ale zrobili Ci już wszystkie badania. Nie powiedzieli, kiedy będą wyniki.

Po chwili wszedł lekarz. Zaczął mnie wypytywać, jak się czuję, czy ostatnio się dobrze odżywiałam itp. Dowiedzieliśmy się także, że wyniki będą najprawdopodobniej jutro. Ja jednak nie mogłam wrócić do domu. Byłam podłączona pod kroplówkę i całą tą szpitalną aparaturę.

- Michał, boję się. – powiedziałam, kiedy lekarz opuścił pokój.
- Będzie dobrze. Zobaczysz. Jestem przy Tobie.
- Michał, proszę. Obiecaj mi coś.
- Słucham.
- Jeśli coś się stanie, bądź szczęśliwy.
- Nawet tak nie mów. Nic się nie stanie.
- Ale obiecaj. – miałam łzy w oczach.
- Nie mogę, Sarah.

Zamknęłam oczy. Czułam, jak Michał ściska moją dłoń. Po policzkach spływały mi łzy. Nawet nie próbowałam ich powstrzymywać.

- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też Michał.

***

Nagle odezwał się telefon Michała.

- Siema Błażej. Słuchaj. Ja nie mogę za bardzo gadać teraz. Odezwę się później ok.?
- Coś się stało, że masz taki dziwny głos?
- Nie. Wszystko w porządku. Po prostu nie mam teraz czasu.
- No dobra. To do później.

Zakończył połączenie i wrócił do Sarah. Spała. Była blada jak ściana. Widział, że cierpiała. Chciał, by to wszystko się skończyło. Po chwili znów usłyszał dzwonek telefonu.

- Siema.
- Cześć Michał. Kiedy przyjeżdżasz do Spały? Bo chłopaki planują imprezkę powitalną zrobić.
- Nie wiem Marcin. Sarah jest chora i nie chcę jej zostawiać samej. Także nawet mogę przyjechać trochę później niż planowałem.
- Ok. W takim razie życz jej zdrowia od nas wszystkich. Do zobaczenia!

Wrócił na salę. Po chwili do pomieszczenia weszła też pielęgniarka, by zmienić Sarah kroplówkę.

Obudził się koło 9.00. Sarah jeszcze spała. W tym momencie na salę wszedł lekarz, który poinformował go o pierwszych wynikach badań. Na szczęście nie wskazywały na nic poważnego. Co najwyżej infekcję.

***

Kiedy obudziłam się Michał patrzył na mnie jakby szczęśliwszym wzrokiem. Uśmiechnęłam się, po czym obdarował mnie pocałunkiem.

- A to za co?  - zapytałam cicho.
- Za to, że jesteś. Przed chwilą był tu lekarz. Prawdopodobnie załapałaś jakąś infekcję. Wszystko się okaże, jak przyjdą wyniki krwi. Jak się czujesz?
- Już lepiej. Ta kroplówka chyba mi pomogła, wiesz?
- To dobrze.

Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. W międzyczasie pielęgniarka była zmienić mi kroplówkę i przyniosła coś do zjedzenia. Wieczorem próbowałam wygonić Michała do domu. W końcu za parę dni zaczyna treningi w Spale i musi być w formie. Jednak uparcie twierdził, że nie zostawi mnie tu samej i owszem pojedzie do domu, ale tylko ze mną. Nie miałam nic do gadania. Chwilę później jeszcze raz przyszedł lekarz poinformować nas, że ostatnie wyniki będą jutro po południu. Dopiero wtedy może mnie wypiszą do domu. Podkreślam. MOŻE. Nie uśmiechało mi się to zbytnio, bo wiedziałam, że Michał nei będzie chciał z tego powodu jechać do Spały.

- Michał, mam prośbę.
- Słucham.
- Ale obiecaj, że się zgodzisz.
- Na wszystko.
- Jedź do domu i się prześpij. I proszę nie kłóć się ze mną. Masz być wypoczęty. Wrócisz do mnie jutro.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale. Jedziesz i koniec kropka.

Udało się. Michał zgodził się na moja prośbę. W końcu obiecał. W ciemno, bo w ciemno, ale obiecał. Przed 21.00 opuścił szpital. Ja tymczasem z pomocą pielęgniarki poszłam do łazienki się umyć, a potem z powrotem do łóżka.

- Ty to masz fajnie. – zaczęła dziewczyna.
- Ja? Niby czemu? – zapytałam.
- No jak to. Już drugi dzień siedzi u Ciebie Michał Kubiak. Takie coś często się nie zdarza w tym szpitalu. Tak w ogóle to Sandra jestem.
- Sarah. Miło mi. A o to chodzi. To nic wielkiego.
- Nic wielkiego? Kurczę… Niejedna pacjentka chciałaby mieć takiego gościa w odwiedziny. – zaśmiałam się na jej słowa.
- Jak chcesz, to jutro też przyjedzie. – odrzekłam.

Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, po czym poszłam spać. Zanim jednak to nastąpiło dostałam SMS od Michała.

„Mam nadzieję, że tęsknisz, bo ja bardzo. Właśnie idę pod prysznic, a później spać. Jeśli Cię obudziłem, to przepraszam. Do zobaczenia jutro. Kocham, Michał :*”

Szybko odpisałam na wiadomość i poszłam spać. 

____________________________________________________________________
Mam nadzieję, że dzisiaj trochę lepszy. Przynajmniej odrobinę dłuższy. Miłego czytania.

Pozdrawiam, no_princess :*

PS. Wy też jesteście zaskoczone przegraną z Effectorem? Bo ja bardzo :)

Rozdział 74.



Obudziły nas hałasy na korytarzu. Postanowiłam sprawdzić, co takiego się tam dzieje. Założyłam bieliznę i Michałową koszulę, po czym wyjrzałam na korytarz. Kiedy zobaczyłam źródło dziwnych dźwięków stanęłam wyraźnie zaskoczona. Otóż trzej reprezentanci Polski w Piłce siatkowej mężczyzn leżeli jeden na drugim jęcząc. Gdybym ich nie znała stwierdziłabym, że geje.

- Jarosz, Kurek, Winiarski. Czy was do końca popierdoliło, żeby tak wcześnie hałasować?
- Wcześnie? Jest trzynasta prawie. – śmiał się Winiar.
- No właśnie. Prawie. Także proszę idźcie się gwałcić piętro niżej. Ok.? Normalni ludzie chcą spać.
- Kto? – odezwał się Jarosz.
- Kuba. Już nie żyjesz.

Nie czekając na kolejną wymian zdań wróciłam do łóżka wtulając się w Michała. Po chwili znów usnęłam w jego ramionach.
Obudził mnie pocałunek Michała. Patrzył na mnie swoimi wielkimi ślapiami.

- Dzień dobry. Żono. Hmmm… Jak to fajnie brzmi. Żono. – zaczął rozmyślać.
- Cześć kochanie.
- Wyspałaś się?
- Przy Tobie zawsze. – pocałowałam go.

Godzinę później siedzieliśmy w restauracji wraz z innymi gośćmi, którzy także zatrzymali się w tym hotelu. Oczywiście rozmowom nie było końca. Przypomniały mi się wspólne śniadania z siatkarzami na Lidze Światowej. Jedni kłócili się o widelec, drudzy o serwetkę… Jak w przedszkolu.
Koło 17.00 wracaliśmy do domu. Goście także powoli się rozjeżdżali, by wkrótce pojechać na kolejne zgrupowanie do Spały.
Michał zatrzymał mnie przed drzwiami od mieszkania. Otworzył je, po czym wziął mnie na ręce i przeniósł przez próg.

- Witam w domu, Pani Kubiak. – rzekł, a ja obdarowałam go pocałunkiem.

 Weszliśmy do mieszkania i nawet się nie rozpakowaliśmy. Właściwie większość rzeczy została w samochodzie. Tylko prezenty od gości zostały wcześniej przewiezione do naszego gniazdka. Poszliśmy się tylko umyć i położyliśmy się do łóżka. Zasnęliśmy dość szybko. Zmęczenie dawało nam się we znaki. Bo co to za odsypianie w dzień po tak wielkiej imprezie.

Rano obudziłam się z wielkim bólem głowy. Na szczęście Michał był w domu, bo nie byłam w stanie wstać z łóżka.

- Źle się czujesz? – powiedział, kiedy wszedł do sypialni z kubkiem gorącej kawy.
- Moja głowa próbuje uświadomić mnie, że istnieje.
- Zostań dzisiaj w łóżku. Co?
- A myślisz, że miałam zamiar wstać? Nie ma opcji. Ale mam prośbę.
- Jakieś tabletki?
- Mhm…

Za to go właśnie kochałam. Rozumiał mnie bez słów. Po chwili przyszedł z lekami i szklanką wody.

- Dziękuję. – wyszeptałam.

Połknęłam tabletki i położyłam się spać. Ból cały czas się nasilał. Mam nadzieję, że leki szybko zaczną działać, bo inaczej nie wyrobię. Chwilę później poczułam, jak Michał kładzie się obok mnie i przytula.

Wstałam koło 14.00. Obudził mnie zapach pieczonego kurczaka. Założyłam na siebie bluzę Michała i udałam się do kuchni. Oparłam się o futrynę i podziwiałam mojego gotującego męża.

- Wstałaś już? – zapytał, kiedy mnie zauważył.
- Nie. Lunatykuję.
- Czyżbym słyszał w głosie Twym, o niewiasto, nutę sarkazmu?
- Rzekłabym, że nawet dwie nuty.

Podeszłam do niego i przytuliłam się. Chwilę później Michał nakrywał do stołu.

- Czemu nie jesz? – zapytał z troską w głosie.
- Nie wiem. Nie mogę. Nie czuję się najlepiej. Te tabletki nic nie pomogły.
- Jak do jutra Ci nie przejdzie jedziemy do lekarza.
- Musimy?
- Tak. Na pewno nie chcesz nic zjeść? Może chociaż sałatkę.

Pokiwałam przecząco głową.

- No ok. Nie będę Cię zmuszać, ale obiecaj, że zjesz kolację.
- Jak muszę.

Poszłam zrobić sobie miętowej herbaty. Kiedy wyciągałam pudełeczko z szafki, zakręciło mi się w głowie, efektem czego był wielki hałas powstały w wyniku upadającego metalu. Michał pojawił sie w kuchni w mgnieniu oka. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.

- Nawet nie waż mi się wychodzić z tego łóżka. Zaraz przyniosę Ci herbatę, coś do jedzenia i witaminy. I nie ma żadnego ale. Nie jadłaś nic od rana.

Po chwili Michał wrócił z napojem, sałatką i witaminami. Właściwie jadłam na siłę. Nie miałam apetytu, ale Michał miał rację. Muszę coś zjeść. Na szczęście przyniósł mi lekkostrawne jedzenie. Misiek nie odstąpił mnie na krok. Dopiero kiedy położyłam się spać wyszedł z sypialni, by odnieść brudne naczynia do kuchni. Jednak nie dane mi było spać długo. Nagle poczułam ostry ból brzucha. Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Chwilę później kolejny raz. Michał był już przy mnie. Nie czekając na nic poszedł po dokumenty od samochodu, wziął mój wiosenny płaszczyk i pomógł mi go założyć. Nie sprzeciwiałam się. Chciałam, żeby to wszystko ustąpiło…

_________________________________________________________________________
Przepraszam za tak okropny rozdział. Nie miałam totalnie weny...

Pozdrawiam, opuszczona przez wenę no_princess :*

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 73.



Niechętnie wstałam i poszłam otworzyć drzwi. Po chwili wróciłam z gościem do salonu.

- Już wróciłeś tato? Przecież miałeś być w Wałczu do końca tygodnia?
- No tak, ale wiesz jak mama. Kazała mi jechać, żeby przywieźć Wam trochę rzeczy. – uniósł rękę z koszykiem.
- Mama jest niewiarygodna. Przecież my się tu dobrze odżywiamy. Tato… - Misiek zaczął marudzić. – A nie możesz tego wziąć do siebie. Przecież my tego nie zjemy.
- Ale jak mama się dowie, to będziemy za to odpowiadać wszyscy. – zaśmiał się Pan Kubiak.
- Panie Jarku.. Się wie!
- Zaraz, zaraz.. Jakie Panie. Tata… - westchnął.
- Dobrze… Tato. – uśmiechnęłam się.
- No. I żeby mi to było ostatni raz. A teraz zmykam, bo muszę to do lodówki pochować.
- Pa. Dobrej nocy. – pożegnaliśmy go.

Tato. Od dziś będę musiała na nowo wprowadzić to słowo do mojego słownika. Od czasu rozwodu moich rodziców nie używałam tego określenia. Odzwyczaiłam się. A teraz znów będę go używać. Nawet nie spostrzegłam się, kiedy pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.

- Kochanie, co się stało? – zapytał troskliwie Michał.
- Nic. Wszystko w porządku. – uśmiechnęłam się.
- To czemu płaczesz?
- Bo właśnie zdałam sobie sprawę, że po dwunastu latach w moim życiu pojawił się ktoś, do kogo mogę powiedzieć tato…

Tydzień przed ślubem

- … i w tym momencie jeden ze świadków podaje obrączki. – ksiądz powtórzył po raz milion pięćset sto dziewięćsetny raz. – Czy będą dziś świadkowie?
- Za jakieś 10 -15 minut powinni się zjawić. – poinformował Michał.
- To dobrze, bo zaraz się pobieracie, a to jest dopiero trzecia próba.

Tak jak Michał mówił, po 10 minutach do kościoła weszli Bartman z Asią i Alicja z Tomkiem. Ala i Zbyszek podeszli do nas, a ich partnerzy usiedli w jednej z ławek, robiąc sztuczny tłum.

- Wszyscy są? – zapytał ksiądz, na co przytaknęliśmy zgodnie. – To zaczynamy. Od początku.

7.04.2013r

Ubrana w białą suknię stoję przed drzwiami kapliczki. Rolę mojego ojca pełni dziś wujek. Milion myśli przepływa przez moją głowę. Lecz jedna z nich bierze górę nad wszystkimi. „Tak Sarah. To Ten jedyny”

- Możemy iść? – pyta mnie.
- … Tak. – odpowiedziałam po chwili namysłu.

Drzwi się otworzyły i zaczęto grać marsz weselny. Wszyscy goście wstali z miejsc, a ich wzrok utkwił na mnie. Mijając moich najbliższych Kanady widziałam łzy w ich oczach.

Staliśmy przy ołtarzu. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy trzymając się za ręce.

- Ja Michał, biorę sobie Ciebie Sarah za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący i Wszyscy Święci. – Michał powtórzył po księdzu przysięgę.
- Ja Sarah, biorę sobie Ciebie Michale za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący i Wszyscy Święci.

Po chwili nastąpiła wymiana obrączek. Oczywiście ślub nie byłby ślubem, gdyby nie wpadki. W tym przypadku Zibi nie mógł znaleźć obrączek. Okazało się, że przechowywała je Asia.

Ceremonia trwała półtorej godziny. Kiedy wychodziliśmy z kapliczki zostaliśmy obsypani ryżem i pieniążkami. Jak nakazuje tradycja musieliśmy trochę tych grosików zebrać, żeby coś tam..

Przybyliśmy do restauracji. Kiedy goście usiedli na swoich miejscach Michał zabrał głos.

- Chcieliśmy Wam bardzo podziękować za przybycie i życzymy dobrej zabawy.

Goście zaczęli bić brawa i krzyczeć „gorzko, gorzko”. Zaśmialiśmy się tylko, a po chwili połączyliśmy się długim pocałunku. Słyszeliśmy gromkie brawa i wiwaty. Po posiłku zaczęły się tańce. Jako pierwsza oczywiście musiała zatańczyć para młoda, więc zbytnio nie mieliśmy z Miśkiem wyboru.

- Pani Kubiak, zatańczymy?
- Oczywiście Panie Kubiak.

Kiedy zaczęły wybrzmiewać pierwsze nuty piosenki Michał przyciągnął mnie do siebie,  po czym przejął inicjatywę i prowadził. Po naszym tańcu przyszedł czas na taniec z rodzicami. Wujek nie czekając na zaproszenie pochwycił moją dłoń i zaczęliśmy wirować w takt muzyki. Muszę przyznać, że rodzina Baronów tańczy wprost rewelacyjnie.
O północy nastąpiło rzucanie welonem i muszką. Pierwszy rzucał Michał, choć upierał się, bym ja to robiła. Jednak potrzebowałam pomocy przy zdjęciu welonu.

- Wszyscy kawalerzy mają się ustawić. – oznajmił Michał. – Nie ma żadnego ale.
- Kawalerzy Krzysiu. – poinformowałam Igłę.
- No ja… - odpowiedział zawiedziony i udał się do Iwony.

Muszka Michała powędrowała w ręce Bartmana. Nie żeby specjalnie, ale zupełnie przez przypadek.

- Wy to ukartowaliście! – krzyknął Zibi.
- O co Ty nas podejrzewasz? – zapytał Michał.
- O… Dobra. Nieważne. Sarah, celuj w Aśkę!
- Zobaczę, co da się zrobić. – odparłam.

Po wyplątaniu się z welonu poprosiłam wszystkie panny o ustawienie się.

- Joanno Michalska. Ty także. – powiedziałam, kiedy zauważyłam jak próbuje się niepostrzeżenie wymknąć.

No i się stało. Rzuciłam z całej siły welonem, który chcąc nie chcąc poleciał w ręce przyszłej Pani Bartman.

Po chwili znów bawiliśmy się przy rytmach muzyki. Co chwilę tańczyłam z kimś innym. Szczerze mówiąc z siatkarzami tańczy się strasznie. Są zdecydowanie za wysocy.

Przed piątą postanowiliśmy z Michałem wymknąć się niepostrzeżenie. Pojechaliśmy wynajętą limuzyną do hotelu. Kiedy przechodziliśmy korytarzem wzrok przechodzących tam ludzi był w nas utkwiony. Po chwili byliśmy już w wynajętym apartamencie. Jak tylko drzwi się zamknęły zaczęliśmy się całować. Michał praktycznie jednym ruchem ręki zdjął z siebie marynarkę. Zaczęłam rozpinać jego koszulę. Nie pozostawał mi dłużny i jego ręce wędrowały po moich plecach szukając zapięcia w sukni. Po długiej batalii z białym materiałem udało mi się oswobodzić. Michał także pozbył się już smokingu, co tylko ułatwiało nam to, co mieliśmy robić za chwilę…


______________________________________________________________________
No i wreszcie jest! Długo wyczekiwany przez wszytskich ślub. Suknię, w której "wystąpiła" Sarah możecie zobaczyć. Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Pozdrawiam, śpiąca no_princess :**