W ciągu kilku następnych dni wszystkie nasze rzeczy
zostały przewiezione do nowego domu. Michał umówił się także z właścicielem
naszego dotychczasowego mieszkania, by zerwać umowę i oddać klucze. Wszystko
poszło bardzo sprawnie.
Pierwszego listopada, jak co roku, postanowiłam odwiedzić
grób mamy. Na warszawskim cmentarzu spotkaliśmy Barona, Adama – brata Alka,
wujka, ciocię i resztę chłopaków z Afromental. Kiedy zobaczyli mnie z
wielgachnym brzuchem wszystkim im mordki się roześmiały. Zaczęły się
gratulacje, pogawędki. Nawet nie odczułam, że byłam na cmentarzu. Kiedy wszyscy
już się rozeszli, ja i Michał jeszcze chwilę zostaliśmy.
- Tak bardzo chciałabym jej o wszystkim powiedzieć. Że
jesteśmy małżeństwem, że spodziewamy się dziecka… - z moich oczu zaczęły się
sączyć łzy. – Cholernie mi jej brakuje…
- Twoja mama na pewno wszystko widzi. I jest z Ciebie
dumna. Wierzę w to.
Przytulił mnie mocno do siebie. Po piętnastu minutach
postanowiliśmy wracać do domu. Robiło się już ciemno i zimno.
Cały listopad był miesiącem przygotowań do porodu i przy
okazji do świąt. Woleliśmy z Miśkiem mieć już wszystko wcześniej przygotowane,
w razie, gdybym miała urodzić trochę wcześniej lub później. Z Alą widywałam się
bardzo często. Bardzo brakowało mi wspólnych wykładów. Mimo to cieszę się, że
zrezygnowałam ze studiów. W końcu wrócić na uczelnię mogę zawsze, ale syna mogę
wychować tylko raz.
- Kochanie, wróciłem. – powiedział Michał, kiedy wszedł do
salonu.
- Ok. Już zaraz będzie obiad. Właśnie kończę. –
uśmiechnęłam się.
Po chwili siedzieliśmy już w jadalni zajadając się
kurczakiem. Nagle poczułam przenikliwy ból brzucha.
- Michał.. Proszę, dzwoń po pogotowie.. – spanikowana
wydusiłam z siebie. – Aaaa.. – kolejny skurcz.
- Sam Cię zawiozę. – zaczął nerwowo szukać kluczy do
samochodu.
- NIE! Nie będziesz jechać w takim stanie!
Po 45 minutach byłam już w szpitalu.
- Proszę Państwa. To był fałszywy alarm, ale dobrze, że
Państwo przyjechali. Jak wiadomo lepiej nie ryzykować, by coś się stało. Jednak
chciałbym, aby została Pani w szpitalu do rozwiązania. – poinformował lekarz. –
Na kiedy ma Pani termin?
- 13 grudnia.
- Dobrze. W takim razie na ten czas to już chyba
wszystko. W razie jakichkolwiek pytań, lub gdyby coś się działo, to proszę wołać.
Zostawię Państwa samych.
Kiedy lekarz wyszedł weszła pielęgniarka, by sprawdzić,
czy niczego mi nie potrzeba.
- Ale żeś nas wystraszył mały… - powiedział Misiek do
mojego brzucha.
- Michał… Musimy wybrać dla niego imię.
- Wiem. I kompletnie nie mam pojęcia.
- Ja też. Ale powiem Ci, że dobrze, że nie ma tu Zbyszka.
Pamiętasz jak po meczu z Brazylią Zibi zaczął mówić do mojego brzucha? „
Zbigniewie, za kilkanaście lat będziesz ze starym wujkiem grac w siatkówkę.
Obiecuję Ci to.” – zacytowałam.
- Pamiętam… - powiedział z uśmiechem. – Ale nie chcę mieć
syna o imieniu Zbigniew. Zbyt dobrze znam Bartmana. Nie chcę, by mój syn wyrósł
na idiotę.
- Ejj.. Chyba nie jest aż tak źle z Zibim.
- Uwierz mi, Kotku. Jest. Znam go 15 lat.
- Wybacz. Zapomniałam. – uśmiechnęłam się szeroko.
Misiek cały wieczór spędził ze mną. Opuścił mnie tylko na
chwilę, by przywieźć moje rzeczy. Koło 22.00 wygoniłam go do domu, a sama
poszłam spać.
Kolejne dni mijały, a porodu jak nie było, tak nie ma. I
jak na razie nic nie zanosi się na to, by miał być w terminie. Misiek odwiedzał
mnie codziennie i przynosił domowe obiadki, bo jak powiedział: „Nie będziesz
jeść tego szpitalnego jedzenia, bo nie dostarcza Ci tylu witamin ile
potrzebujesz.”. I weź tu się kłóć. Teść też wpadł do mnie kilka razy. Co mnie
zdziwiło, nawet Możdżon z Hanią przyjechali.
Tak jak myślałam. W terminie nie urodzę. Jest 17 grudnia
i wyglądam jak wieloryb.
- Cześć kochanie. Jak się czujesz? – zapytał Misiek,
kiedy przyszedł do mnie po porannym treningu.
- Jak wieloryb. Tfu. Co ja mówię. Jak milion wielorybów.
- No wiesz. Jak dla mnie wyglądasz niezwykle ślicznie.
Usłyszeć takie słowa w ostatnich dniach ciąży.. Bezcenne.
- Michał.. Musimy zadzwonić do Piotrka. Że nie
przyjedziemy.
- Już dzwoniłem. Powiedział, że szkoda, ale wy jesteście
najważniejsi. A nie on.
- Jaki kochany. A co u rzeszowian w ogóle?
- Piter obawia się, że chłopaki zorganizują mi taką
imprezę, że do świąt będzie mieć kaca.
- Hahaha.. Biedy Pit. Będzie musiał jakoś przeżyć.
Michał siedział jeszcze ze mną do 22.00, po czym wrócił
do domu. Zasnęłam dość szybko, lecz nie na długo. Około 1.00 odeszły mi wody i
zaczęłam mieć skurcze. Dyżurujący lekarz szybko zainterweniował i byłam
wieziona na porodówkę. Jakaś pielęgniarka zadzwoniła do Michała, który po pół
godzinie był już ze mną.
Poród trwał dobrych kilka godzin. Obecność Michała bardzo
mi pomogła. Czułam się bezpieczniej. Mimo to, czułam jakby łamali mi wszystkie kości
i rwali mi skórę na żywca. Koło 7.00 usłyszałam płacz naszego dzidziusia. Po
moich policzkach zaczęły płynąć łzy wzruszenia.
- Gratulacje. Mają Państwo zdrowego synka. – oznajmił lekarz.
- Dziękuję Kochanie. – wyszeptał mi do ucha Michał, po
czym pocałował.
Kolejne kilka dni spędziłam w szpitalu. Michał
poinformował rodziców, że na święta możemy się spóźnić, jednak nie powiedział,
że już urodziłam.
23. grudnia razem z Michałem i malutkim Krzysiem
wróciliśmy do domu. Michał kazał mi odpoczywać i sam zajął się pakowaniem
walizek. Do Wałcza wyjechaliśmy dopiero w wigilijny poranek. Droga była bardzo
zatłoczona, więc Misiek nie szalał z prędkością. Kiedy zatrzymaliśmy się na
stacji przed Wałczem zadzwonił do kogoś.
- Siema Błażej. Słuchaj. My będziemy za jakieś 20 minut,
bo jeszcze tankuję. Pomożesz nam z bagażami? Bo trochę tego mamy…. Dobra, Ok.
To jak będziemy już dojeżdżać, to damy znać… Ok. Cześć.
Koło 17.00 byliśmy na miejscu. Od razu na powitanie
wyszedł Błażej. Jaka była jego radość, kiedy zobaczył Krzysia… Nie do opisania.
Jednak poprosiliśmy, by nic nie mówił nikomu. Bez problemu na to przystał.
Kiedy Błażej wziął walizki, Michał nosidełko, a ja małą torbę z rzeczami
naszego synka udaliśmy się do domu.
_______________________________________________________________________
Więc (tak, wiem. Nie zaczyna się zdania od "więc") jest nowy rozdział. Wczoraj nie dałam rady nic naskrobać, więc (błąd językowy. Zbyt często pojawia się słowo "więc") przepraszam.
Wybaczcie mi także za te nawiasy pod postem z komentarzem. Niestety matura coraz bliżej, a pisać trzeba poprawnie. Jest to także przykłas dla Was, jak nie należy składać zdań ;P
Pozdrawiam ciepło, no_princess :*
Na drugim blogu rozdział prawdopodobnie jutro :)
A ja kocham "więc" :D
OdpowiedzUsuńOch i ach dla rozdziału! Znów zechciało mi się świąt :) Fajnie, że spotkali się z Afro mimo że w nietypowym miejscu.
Aww... Krzyś Kubiak :DD Podejrzewam, że Igła będzie zachwycony!
Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam, blueberrysmile :*
Ja też kocham "więc" więc dziękuję :) Ja też chciałabym już święta. Tak... Igła może być szczęśliwy :D
UsuńPozdrawiam :**
Krzysztof, Krzysiek, Krzysiu, Krzyś *.* Śliczne imię! :):)
OdpowiedzUsuńNo i zostali szczęśliwymi rodzicami :):)
Ignaczak będzie zachwycony wyborem imienia ;);)
Czyli maluszek urodził się w ten sam dzień co wujek Pit :):)
Czekam na kolejne na onu blogach :*
Marta♥
.
Widział ktoś świerze IGŁĄ SZYTE? ^^ Krótkie ale zawsze coś ♡
Dziękuję :)
UsuńOczywiście, że widziałam. Jakieś cztery minuty po wstawieniu :D
Pozdrawiam :*
WIĘC powiem tylko tyle: Genialnee! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo mi miło :D
UsuńPozdrawiam
Jeju jak ja kocham to imię, a tu takie miłe zaskoczenie :D Rozdział cudowny i co tu więcej gadać :p Zapraszam do siebie na długo (wyczekiwany, czy nie to nie wiem) rozdział: http://when-you-meet-somebody.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-**
Dziękuję :) Już czytałam, teraz idę skomentować (na telefonie bardzo niewygodnie to się robi).
UsuńPozdrawiam :*
Aww jak słodko :) Aj tam matura.."więc" jest fajne xD A rozdział świetny, czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Też uważam, że "więc" jest fajne... Dziękuję :)
UsuńPozdrawiam
O jak słodko Krzysio♥ Świetny rozdział ;) Mam nadzieję, że to nie koniec ich opowieści ;3 Pozdrawiam wszystkich Zuza♥
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję :) No niestety zbliżamy się do końca, choć jeszcze nie wiem, kiedy dokładnie.
UsuńPozdrawiam :*
Świetny rozdział, mam nadzieję, że jeszcze długo nie skończysz tego blogu♥ Po prostu nie mogę się doczekać następnego rozdziału :3 Pozdrawiam wszystkich gorąco Zuza♥
OdpowiedzUsuńDziękuję :) No niestety kończę. I to już niedługo. Jednak nie rozstaję się z wami na zawsze, bo jest jeszcze drugie opowiadanie, takż episane przeze mnie :)
UsuńPozdrawiam :*
Jeeeeeej mały Kubi! :> imię idealne! :D będą świetnymi rodzicami czuję to!: D dobrą niespodzienkę zrobią wszystkim widzę :>
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do siebie w wolnej chwili c:
Dziękuję, już zaglądam :D
UsuńPozdrawiam :D
Dziękuję, z pewnością wpadnę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)