czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 56.



Z moich oczu wydobywały się łzy szczęścia.

- Michał, ja… Ja nie wiem, co powiedzieć.
- Zgódź się. Uczyń mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
- Tak, chcę spędzić z Tobą resztę mojego życia.

Michał włożył pierścionek na mój palec, po czym wziął mnie na ręce i namiętnie pocałował. Postanowiliśmy posprzątać, a właściwie Michał posprzątał, po chwili znaleźliśmy się w sypialni…

Po wspaniałym wieczorze i jeszcze lepszej nocy zjedliśmy wspólnie śniadanie. Oboje uznaliśmy, że nie będziemy na razie nikomu mówić. Przed 8.00 Michał pojechał na trening, a ja na uczelnię. Zajęcia bardzo mi się dłużyły. Było tak nudno, że nawet Angry Birds nie pomagało. Kiedy wróciłam do domu Misiek już na mnie czekał. Na obiad udaliśmy się do restauracji, bo nikomu nie chciało się gotować.

Następne dni mijały pod znakiem przygotowań do wyjazdu do Warszawy. Okazało się, że w sobotę Bernardi odpuszcza chłopakom trening, bo w tym tygodniu bardzo intensywnie pracowali. Bardzo ucieszył nas ten fakt, bo mogliśmy pojechać wcześniej do Zbyszka. Tak tez zrobiliśmy. Po piątkowym treningu spakowaliśmy walizki do samochodu, poszliśmy zjeść coś na miasto i wyruszyliśmy w długą podróż do Warszawy. Jechaliśmy jakieś sześć godzin. W połowie drogi zamieniliśmy się i to ja prowadziłam, żeby Michał mógł odpocząć. W Warszawie byliśmy jakoś przed 22.00. Najpierw pojechaliśmy do rodzinnego domu Zbyszka.

- Dobry wieczór. – przywitał się z Państwem Bartman Michał.
- Witaj Michasiu. Co u Ciebie? – zapytała mama Zbyszka.
- Dziękuję, wszystko dobrze. To jest moja dziewczyna, Sarah. – przedstawił mnie.
- Miło mi państwa poznać. Bardzo nam przykro z powodu wypadku Pauliny.
- Niepotrzebnie. Już jest coraz lepiej. Zapewne przyjechaliście do Zbyszka. – domyśliła się Pani Jadwiga.
- Jest w klinice? – zapytał Misiek.
- Tak. Proszę. Namówcie go, żeby przyjechał do domu się przespać. On tam cały czas siedzi. Nie odstępuje Pauli na krok. – odezwał się Pan Bartman.
- Dobrze, porozmawiamy z nim. W takim razie przepraszamy za najście o późnej porze. Dobrej nocy.

Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy w stronę kliniki. Kiedy byliśmy przed budynkiem zamarłam. Wspomnienia sprzed trzech lat powróciły. Do oczu zaczęły mi napływać łzy.

- Kochanie, co się stało?
- Nic. Zaraz mi przejdzie. – odwróciłam głowę.
- Sarah. Co jest?
- Pierwszy raz pojawiłam się tu trzy lata temu. Za dwa tygodnie miną równe trzy lata. Dostałam telefon z tej kliniki, że mama miała wypadek. Prosili, bym przyjechała zidentyfikować zwłoki. – rozkleiłam się całkowicie.
- Nie płacz. Jeśli nie chcesz, nie musisz ze mną iść. Nikt Cię do tego nie będzie zmuszać i nikt nie będzie mieć żalu, że nie przyjdziesz. – przytulił mnie.
- Pójdę. Obiecałam.

Szliśmy korytarzem, a ja kurczowo trzymałam się Michała. Zapytaliśmy się lekarza, gdzie leży Paulina. Dowiedziawszy się, które to piętro udaliśmy się w tamtą stronę. Już po chwili znaleźliśmy się przed drzwiami właściwej sali. Delikatnie zapukaliśmy, po czym weszliśmy do środka. Paulina już spała. Zbyszek jeszcze nad nią czuwał, ale gdy tylko nas zobaczył wstał po cichu i podszedł do nas.  

- Cześć. Jak się trzymasz? – zapytałam.
- Lepiej. Ale sama myśl, że Paula nie będzie mogła się samodzielnie poruszać przeraża mnie.

Wyszliśmy na korytarz, żeby naszą rozmową nie obudzić siostry Zbyszka. Rozmawialiśmy długo. Nawet nie zorientowaliśmy się, kiedy minęła 2.00.

- Pamiętaj. Paula się nie podda tak łatwo. Doskonale wiesz, że ona będzie walczyć. Twoja siostra jest silna. Z resztą ma to po Tobie. A teraz chodź. Jedziesz do domu. Musisz wypocząć. – powiedział Michał
- Dzięki. Zostanę tutaj. – odmówił Zibi.
- Zbyszek, ale to nie jest prośba. My tylko oznajmiamy, że zabieramy Cię do domu. Bez dyskusji.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale. – przerwałam mu. – Wrócisz rano, ale teraz musisz się porządnie wyspać. Jesteś sportowcem i potrzebujesz wypoczynku.
- Ale po co jak i tak nie trenuję. Prawdopodobnie do klubu tez już nie mam po co wracać.
- Nie mów tak.
- Ale tak jest. Wyjechałem z Rzeszowa bez słowa. Nawet Igła i Pit nie wiedzieli, że zostanę na dłużej.
- Rano zadzwonisz do Kowala i powiesz mu jaka jest sytuacja. A potem się pomyśli. Ok.? – zaproponowałam.
- Ok. Niech CI będzie, bo widzę, że z Tobą i tak nie wygram.
- Zbyszek, co z Asią? Gadaliście? – zapytałam niepewnie.
- Tak. Właśnie, dziękuję wam, że podaliście jej moje namiary. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną szansę. Chcemy zacząć wszystko od nowa. – przytulił mnie i potem Michała.

Zibi jeszcze wrócił do Pauliny po swoje rzeczy, po czym pojechaliśmy do domu jego rodziców. Rodzice Zbyszka nie pozwolili nam nigdzie jechać i kazali przenocować w ich domu. Dostaliśmy swój pokój (mama Zbyszka już wcześniej go przygotowała), po czym poszliśmy się po kolei umyć.

Ta noc był dla mnie niespokojna. Wierciłam się z boku na bok, nie mogłam spać. Cały czas wracały do mnie wspomnienia sprzed trzech lat.

- Dobry wieczór. Czy rozmawiam z Panią Sarah Lowndes?
- Tak. A kto mówi?
- Dzwonię ze szpitala na Woli. Nazywam się dr Maciej Szczepanik.
- Słucham.
- Mam dla Pani przykrą wiadomość. Pani matka miała wypadek. Czy mogłaby Pani możliwie jak najszybciej przyjechać?
- Dobrze, zaraz będę. Ale proszę mi powiedzieć, czy z mamą wszystko w porządku. – miałam łzy w oczach.
- … - cisza, której tak bardzo nienawidziłam. – Bardzo mi przykro.


Usiadłam na delikatnie na łóżku tak, by nie obudzić Michała. Po moich policzkach spływały łzy, których nie miałam siły powstrzymywać. Tak nagle. Z dnia na dzień zawalił się mój cały świat. Nie miałam już wtedy nikogo, prócz przyjaciół… 

______________________________________________________________________
Jestem! Przepraszam, że znów nie dodałam wczoraj rozdziału. Po prostu jak dla mnie doba ma za mało godzin. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. 
 Dziękuję za nominację do Liebster Awards :D

Pozdrawiam, J. :*

wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 55.



- Ej.. A pamiętacie to? – wskazałam na zdjęcie, gdzie staliśmy jak debile „łapiąc stopa”
- Masakra jakaś była. Pamiętam, że ludzie się zatrzymywali, żeby autografy wziąć. – odparł Łozo.
- No wiesz, jak widzieli naszego busa, to trudno im się nie dziwić, że nie chcieli zabrać. – zaśmiał się Torres.
- Ale my też trzeźwi nie byliśmy już wtedy. Pawik jedynie nic nie pił, bo prowadził. – dodałam.
- Wy gościa nazwaliście Pawik? – zdziwił się Michał.
- Noo.. Bo jak się napił, to za każdym razem puszczał pawia. Ale my mieliśmy za to ubaw. – odpowiedział Torres.
- Boże… Z kim ja się zadaję. – przeraził się Misiek.

Noc upłynęła nam pod znakiem dobrej zabawy. Spać poszliśmy jakoś przed piątą. Wstałam jakoś po 14.00, bo usłyszałam jakieś śmiechy w kuchni. Kiedy przechodziłam przez kolejne pomieszczenia w mieszkaniu panował porządek.

- Wy już wszystko ogarnęliście? – zapytałam po cichu.
- No! I bardzo szybko nam poszło. – krzyknął Śniady.
- Kurwa. Zamknij się. Mam kaca jak stąd do wieczności. – cały czas szeptałam.
- To tak jak Dzik. – zaśmiał się Lajan.
- A właśnie. Gdzie go wywiało?
- Poszedł do sklepu po jakieś odtrutki. Chyba dawno tak nie piliście co?
- No.. Wiesz. Nie ma za bardzo jak. On na treningi chodzi i nie za bardzo może. A ja nie będę przecież pić sama. – uśmiechnęłam się. – Dawno wstaliście?
- Jakieś pół godziny temu. – zza drzwi od łazienki wyłonił się Tomson.

Po chwili usłyszałam dźwięk klucza w zamku. Poszłam sprawdzić, czy to Michał. Oczywiście nie myliłam się.

- Słyszałam, że Ciebie też wzięło? – zapytałam.
- Nawet nic nie mów. Dobrze, że treningu dzisiaj nie mam. – pocałował mnie na powitanie.

Cały dzień odchorowywaliśmy kaca. Chłopaki grali w pokera, a ja spałam oparta o Michała. Co z tego, że było mu niewygodnie grać. To mi miało być wygodnie :D Wieczorem wszystko zorganizowaliśmy tak, że każdy miał gdzie spać. Tym razem nic nie piliśmy, bo:

1.       Nie było już co pić.
2.       Afromentale jutro wracali do Warszawy.

Tak więc poszliśmy spać koło trzeciej w nocy. Co chwilę słyszałam, jak gadają i się śmieją, ale nie miałam siły wstać. Rano po 10.00 byliśmy już na nogach. Chłopaki planowali jechać koło 11.00, więc trzeba było się ogarnąć. Jak zwykle plany poszły się… Utopić i nasi goście opuścili nas dopiero przed 19.00. Na pożegnanie usłyszeliśmy tylko, że następna impreza w Warszawie. Kiedy wróciliśmy z Michałem do mieszkania pierwsze co zrobiłam to włączyła m komputer. Ostatnio bardzo rzadko go używam. Zalogowałam się na Facebooka, sprawdziłam pocztę, Twittera oraz kilka portali sportowych i plotkarskich. Do Michała w tym czasie zadzwonił Zibi.

- Co u niego? – zapytałam, kiedy Michał zakończył rozmowę.
- Nie najlepiej. Trochę się wkurzył, że dałem Aśce adres kliniki, w której jest Paula. Ale potem podziękował, że to zrobiłem. On jest złamany, a Asia go teraz wspiera. To daje mu otuchy. Pyta się, czy wpadniemy w przyszły weekend.
- Pewnie, że tak. Tylko dopiero po Twoim treningu.
- No dobra. Robimy coś, czy siedzimy i noc nie robimy?
- Wolę tą drugą opcję. Chłopaki dali mi w kość. Oni są czasem jak dzieci.
- Noo..
- A Ty się nawet nie odzywaj. Sam jesteś duże dziecko. – zaśmiałam się.
- No wiesz, na kimś musisz się przygotowywać do przyszłej roli. – objął mnie w pasie i zaczął całować po szyi.
- Ejj… Co Ty kombinujesz?
- Kompletnie nic. – odparł, po czym wpił mi się w usta.

Chwilę później byliśmy już w sypialni. Było cudownie i namiętnie…

Obudziłam się o 7.00. Michał brał właśnie prysznic, więc w tym czasie zrobiłam na śniadanie gofry z owocami.

- Boże! Mam w domu anioła, a nie kobietę. – uśmiechnął się i spojrzał w sufit.
- Nie przesadzaj. Po prostu wstałam wcześniej. A poza tym mam zajęcia od 9.00. Też muszę się ogarnąć, a jak wiesz, ja potrzebuję dużo więcej czasu.
- Oj tam, oj tam. Smacznego.
- Dzięki, wzajemnie.

Po przepysznym śniadaniu Michał udał się na trening, a ja poszłam się ogarnąć. Wzięłam półgodzinny prysznic, umyłam zęby, robiłam makijaż i ubrałam się w wygodne, ale w miarę eleganckie ciuchy. Do swojej torby spakowałam jakieś kartki, tablet (trzeba coś robić na zajęciach), dokumenty od samochodu i długopis. Wychodząc założyłam katanę, po czym wzięłam klucze do mieszkania i samochodu i powędrowałam na parking. Zajęcia minęły bardzo szybko. Zaraz po nich pojechałam z Alą na kawę, a potem na zakupy. W galerii było mnóstwo wyprzedaży, więc kilka par butów trafiło w moje ręce. Żeby nie było im smutno kupiłam także kilka par spodni, dwie sukienki i cztery bluzki. Zaszłam jeszcze kupić jakąś ładną bieliznę i wróciłam do domu. Kiedy otworzyłam drzwi poczułam zapach chińszczyzny. Kiedy weszłam do kuchni byłam w totalnym szoku. Każdy zakątek pomieszczenia błyszczał, a Michał dumnie stał nad kuchenką i co chwilę mieszał danie.

- Kochanie? Czy ty masz zamiar rzucić siatkówkę i kucharzem zostać?
- Nie. Na głowę jeszcze nie upadłem. Russel narobił mi smaka.
- Jak go spotkam, tomu podziękuję. – zaśmiałam się.

Po zjedzonym obiedzie włączyliśmy telewizor i obejrzeliśmy mecz. Właściwie Michał oglądał, bo mi się trochę przysnęło. Obudziłam się wieczorem. W łóżku. Jeśli mnie słuch nie mylił Michał przyrządzał kolację. Wstałam i udałam się do salonu. Wszędzie było ciemno. Jedyna światło dawały stojące na stole zapalone świeczki. Stół wyglądał jak w restauracji.

- Michał, co to za okazja?
- A czy musi być okazja, żebyśmy mogli zjeść romantyczną kolację?
- Nie. – podeszłam do niego i dałam buziaka.
- To dobrze, bo kwiaty też mam dla Ciebie. – rzekł, po czym wręczył mi bukiet czerwonych róż.
- Dziękuję. Są śliczne.

Chwilę później Michał podał do stołu.  Było wspaniale. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wspominaliśmy wspólne wygłupy podczas Ligii Światowej. W tle leciała nastrojowa muzyka. Kiedy skończyliśmy posiłek, Michał poprosił mnie do tańca. Co jak co, ale siatkarze umieją świetnie tańczyć. Po przetańczeniu kilku piosenek przeprosił mnie na chwilę i udał się do sypialni. Kiedy wrócił ukląkł przede mną.

- Sarah. Nasz początek nie należał do bajkowych. Wiele przeciwności losu stanęło nam na drodze, ale my się nie poddaliśmy. Jeszcze nigdy nikogo tak nie kochałem jak Ciebie. Jesteś dla mnie bardzo ważna.

Cały czas patrzył mi w oczy. Jego były pełne miłości i radości. Na jego słowa zaczęła mi się kręcić w oku łezka.

- Kocham Cię. Chciałbym wykrzyczeć to całemu światu. Kocham Cię. Chcę spędzić z Tobą najpiękniejsze chwile w moim życiu. Na początku chciałem z tym poczekać, ale teraz jestem tego pewien w stu, a nawet dwustu procentach. – W tym momencie wyjął z kieszeni małe pudełeczko. Otworzył je, a moim oczom ukazał się pierścionek. – Dlatego chcę Cię zapytać, czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?

______________________________________________________________________
W ramach rekompensaty, za wczorajszy krótki rozdział, niespodziewanka! Mam nadzieję, że miło was zaskoczyłam :D Można kliknąć na "pierścionek" i zobaczycie jaki Sarah doatała :)

Pozdrawiam, J. Z. :*

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 54.



Cały następny tydzień dzielnie chodziłam na zajęcia, a Misiek na treningi. Poważnie zaczęłam zastanawiać się nad zmianą kierunku. Architektura wnętrz okazała się być zbyt trudna. Mimo zapewnień Alicji, że początki są zawsze trudne, nie mogę przyjąć jakoś tego do wiadomości. Już jutro przyjeżdża banda z Warszawy, więc postanowiliśmy z Michałem zrobić większe zakupy na tą okazję. W końcu nie codziennie widzi się starych znajomych. Po zakupach zrobiliśmy wspólnie obiad. Po jego zjedzeniu postanowiliśmy posprzątać mieszkanie. Ja zajęłam się łazienką i kuchnią, a Michał wziął pod swe skrzydła pokoje i korytarz. Skończyliśmy późny m wieczorem, ale było warto. Znaleźliśmy mnóstwo skarbów. Jakiś długopis, wykałaczka, stara karta ze zniżką w jakiejś sieciówce, a nawet zapalniczka. Po tak wielkim wysiłku postanowiliśmy się zrelaksować.

- Mam pomysł.
- Michał, co ty znowu wymyśliłeś? Od razu ostrzegam, że nie mam siły nigdzie się ruszać.
- No ale proszę. Daj mi chociaż powiedzieć jaki mam pomysł. – prosił jak małe dziecko.
- No dobrze. Ale nie oczekuj, że się zgodzę. Ok.?
- Dobra.

Po wyjawieniu mi całego pomysłu i po wielu namowach udało mu się wreszcie mnie przekonać do swojego pomysłu. Tak więc ogarnęliśmy się, ubraliśmy w miarę przyzwoicie (czyt. Odpowiednio do temperatury na dworze. O godzinie 22.00 było jakieś 10 stopni) i pojechaliśmy w siną dal. A konkretnie do kina. Tym razem jednak na coś bardziej przyjemnego. Wybraliśmy „Skyfall” - kolejną część słynnego Bonda. Mimo, że nie lubię tego typu filmów, ten był całkiem ok. Po naszym jakże krótkim seansie poszliśmy na spacer. Do domu wróciliśmy koło pierwszej. Od razu wbiegłam pod prysznic, a później przebrałam się w piżamę. Położyłam się spać, a chwilę później dołączył do mnie Michał. Jednak jemu nie za bardzo kleiły się oczy. Zaczął obdarowywać mnie pocałunkami, których nie dało się nie odwzajemnić. Chwilę później byliśmy już bez ubrań…


Wstałam przed 9.00. Michał od godziny był już na treningu. Miał wrócić dopiero po 12.00. Właśnie szłam do łazienki, kiedy zadzwonił telefon.

- Siema Baron. Jedziecie już?
- Ej, no właśnie ja w tej sprawie. Wpadniemy dopiero wieczorem, bo mieliśmy małe kłopoty z busem. Właściwie to dopiero wyjeżdżamy z Warszawy. Chcieliśmy tylko wiedzieć, jakie trunki mamy ze sobą zabrać, bo przecież na trzeźwo nie będziemy się bawić.
- Nic nie musicie brać. Zapasy pouzupełnialiśmy po ostatniej imprezie.
- I tak coś weźmiemy ze sobą. To do zobaczenia wieczorem.
- No. Jedźcie ostrożnie. Pa.

Po rozmowie udałam się do łazienki. Wzięłam krótki prysznic, a włosy upięłam w kok. Założyłam czarny T-Shirt i dres, a na nogi wygodne adidasy. Chwyciłam swoje MP4 i poszłam pobiegać. Po drodze spotkałam Alę i Tomka, którzy relaksowali się przy kawie.

- A Ty co? Przygotowujesz już się na AWF? – zapytała Ala.
- Tak. Trenuję codziennie. Wstaję o czwartej, by pobiegać. – powiedziałam z lekką ironią w głosie. – Nie. No co Wy. Po prostu Michał jest na treningu, a ja nie mam co robić. Kuzyn i znajomi przyjadą dopiero wieczorem. A teraz zmierzam w stronę hali. Może uda mi się wejść na trening chłopaków.
- To leć, tylko skrzydeł nie połam. – zaśmiał się Tomek.
- Dobra. Pa..

Tak jak myślałam. Musiałam zbajerować ochroniarza, że jestem umówiona na prywatny trening z Bernardim. Trochę potrwało, zanim się zgodził, bo oczywiście musiał zawołać samego trenera. Bernardi wiedział o co chodzi i potwierdził moją wersję. Chwilę później siedziałam już na Sali, w której trenowali.

- Sarah, nie ma bata. Musisz z nami zagrać. – pobiegł do mnie Łasko.
- Ale ja nie jestem przygotowana. A poza tym, wy mnie zabijecie atakiem i zagrywką.
- Będziemy grzeczni. Pamiętasz? Obiecałaś nam na podatku sezonu. A dzisiaj jesteś w idealnym stroju.
- Nie dasz mi spokoju dopóki się nie zgodzę. Mam rację?
- Tak.
- No dobra. Po której stronie gram?
- Z nami.
- Ejj! Nie ma tak! – krzyknął Michał K. – Ostatni raz, jak graliśmy w przeciwnych drużynach, to się na mnie uwzięła i cały czas atakowała i zagrywała na mnie.
- Widzisz, nie mam wyboru Michał. Muszę grać z Kubiakiem. – wzruszyłam ramionami i powędrowałam na swoją połowę boiska.

Na początku obie „drużyny” szły łeb w łeb, jednak później coś się nam pomieszało i zrezygnowaliśmy z liczenia punktów. W rezultacie uznaliśmy, że jest remis, co normalnie nie miałoby miejsca. Po jakże ciężkiej walce o każdą piłkę chłopaki poszli pod prysznic, a ja postanowiłam poczekać na Michała na zewnątrz. Zjawił się dopiero po pół godzinie. W tym czasie porozmawiałam sobie z nowym ochroniarzem, który jak się okazało jest bratankiem poprzedniego. Jego wujek jest niestety na chorobowy, więc ktoś musiał go zastąpić.

Do domu pojechaliśmy samochodem. Opowiedziałam Michałowi, o tym, że chłopaki będą wieczorem. Stwierdził, że to nawet lepiej, bo musi jeszcze jechać do taty coś załatwić.

Siedzieliśmy z Michałem na kanapie i oglądaliśmy zdjęcia z Brazylii. Wtem usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Kiedy podeszłam bliżej, żeby je otworzyć nie miałam wątpliwości codo tego, że przyjechali nasi goście.

- Sarah! – wykrzyczeli, kiedy mnie ujrzeli.
- Spokojnie, bo mnie udusicie – powiedziałam, kiedy zaczęli mnie przytulać.
- Ej! Jestem zazdrosny! – zza ściany wyłonił się Michał.
- Dziku!

Niestety na Michała też się rzucili. Cieszyłam się, że traktują Michała, jakby znali się od lat. Nawet  z Tomsonem się dogadują.  Zaprosiliśmy chłopaków do środka. Zaczęło się od rozmów, co u nas, u nich itp. W końcu w ruch poszły pierwsze butelki. Chłopaki tak jak zapowiedzieli też przywieźli ze sobą asortyment. Przez cały wieczór gadaliśmy, śmialiśmy się, wspominaliśmy nasze dzieciństwo. Kiedy nie byłam jeszcze zbyt odurzona alkoholem wyjęłam album ze zdjęciami. 

_____________________________________________________________________
Witajcie! Dziś trochę krótszy rozdział, ale prawdę mówiąc nie miałam pomysłu, jak możnaby skonstruować ten post. Mam nadzieję, że się wam spodoba, bo jakoś mi nie przypadł za bardzo do gustu. 

Pozdrawiam, no_princess :*

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 53.



Rozmowa nie trwała długo. Była jednak bardzo miła. Na chwilę zapomniałam o problemie Zbyszka. Zadzwoniłam do Barona podzielić się newsami.

- Mam dobre wieści!
- Ale ciszej można. Cześć tak w ogóle. Co się stało?
- Dzwoniła ciocia. Z Paulem już wszystko w porządku. Udało się przeszczepić mu serce. Jest już zdrowy!
- Naprawdę? To świetna wiadomość.
- No.. Chociaż jedna.
- A co się dzieje? Coś u Was?
- Nie.. Po prostu martwimy się z Miśkiem o przyjaciela. Nic wielkiego. Kiedy do nas wpadacie ekipą?
- Hmmm.. Może przyszły weekend? Pogadam z chłopakami, Ty pogadaj z Michałem i się jakoś zgadamy. Co ty na to?
- Ok. To jesteśmy umówieni. Baruś, ja Kończyc będę. Na jakieś zakupy muszę iść, bo jak wczoraj opijaliśmy ze znajomymi nasze nowe studenckie życie, to w lodówce tylko echo zostało, a obiad zrobić trzeba. 
- No ok. W takim razie do pogadania.

Rozłączyłam się i pojechałam na zakupy. Niestety straciłam poczucie czasu i zakupowy szał trwał jakieś trzy godziny. Kiedy wpadłam o mieszkania Michał brał już prysznic. Postanowiłam, że zrobię szybko jakiś obiad. Tym razem wypadło na zapiekankę z makaronem.

- Co tak ładnie pachnie? – zapytał Misiek, kiedy opuścił łazienkę.
- Obiad. Ale będzie dopiero za pół godziny, bo jak zdążyłeś zauważyć, nie było mnie.
- Tak długo? To co Ty robiłaś przez cały dzień? Bo jak się domyślam, na zajęcia nie poszłaś.
- No nie. Najpierw zadzwoniłam do Ali, zapytać się, czy żyje. Potem dzwoniła ciocia powiedzieć mi, że Paul jest już po przeszczepie serca i wszystko wraca do normy, a potem, zadzwoniłam do Barona przekazać mu tą wiadomość.
- I potem poszłaś na zakupy.
- Tak. Michał, my mamy jakieś plany na przyszły weekend?
- Raczej nie. A co?
- Chłopaki z Warszawy chcą nas odwiedzić.
- Wreszcie. Tyle obiecywali, że przyjadą.
- Czyli jak coś, to w ten weekend mogą wpaść? Dobra. To ja do nich zadzwonię, a Ty sprawdź, co u zapiekanki.
- Jak muszę. – dał mi buziaka.

Po obiedzie wybraliśmy się na spacer. Szliśmy cały czas rozmawiając. Było strasznie miło. Do czasu. Kiedy weszliśmy do galerii handlowej na kawę, na Michała rzuciły się fanki. Szepnęłam mu na ucho, że ja pójdę zająć stolik w kawiarni, a on sam niech się upora z „problemem”. Wiem, jestem wredna, Ala taka moja natura. Misiek dołączył do mnie po jakichś 10 minutach.

- Jak mogłaś mnie zostawić. One chciały mnie pożreć.
- Ale to Twoje fanki… Sława czasem boli.

Nie musiałam długo czekać na jego reakcję. Zaczął mnie łaskotać, co spotkało się  z gromkim spojrzeniem innych klientów kawiarni. Szybko doprowadziłam Kubiaka Juniora do porządku i kazałam mu zamówić dla nas kawę. Chwilę później wrócił z bananem na twarzy.

- A Tobie przepraszam, co tak wesoło? – zapytałam zaciekawiona.
- Nic. Po prostu będziemy mieć kawę bardzo szybko. Oczarowałem kelnerkę swoim urokiem osobistym. – poruszał „zalotnie” brwiami.
- Że czym, przepraszam?
- Nieważne. – udał obrażonego.

Po wspaniałej kawie postanowiliśmy iść do kina. Postawiliśmy na „Kronikę opętania”. CO z tego, że to był horror. Obok mnie siedział Michał, więc zawsze mogę wtulić się niego. I oczywiście tak było. Przez większą część filmu siedziałam na jego kolanach wtulona w jego tors.

- Jak Ci się podobał film kochanie? – zapytał z uśmiechem na ustach.
- Bardzo śmieszne. Ha, ha, ha, - zaśmiałam się ironicznie.
- To co, teraz w domu „Koszmar z ulicy Wiązów”?
- No chyba Ty. Ja idę spać. Jestem trochę zmęczona. Zibi dzwonił?
- Nie. Sądzę, że potrzebuje trochę czasu, by się oswoić z całą sytuacją.

Do domu wracaliśmy jakieś dwie godziny. Dlaczego? Bo zamiast iść krótszą drogą, wybraliśmy tą dłuższą. Właściwie obeszliśmy Jastrzębie wokoło. W mieszkaniu byliśmy krótko po pierwszej. Nie miałam na nic siły, więc nie zastanawiając się wiele, położyłam się do łóżka zdejmując jedynie buty.

- Sarah, znowu mi to robisz?
- Ale co? – powiedziałam półprzytomnym głosem.
- Będzie Ci niewygodnie spać w płaszczyku i jeansach. Bo inaczej sam Cię rozbiorę.
- Mhm. Dobranoc.

Chwilę później czułam jak Michał zdejmuje ze mnie kolejne części mojej garderoby. W efekcie zostałam w samej bieliźnie. Kiedy tylko Michał dołączył do mnie wtuliłam się w jego nagi tors. Objął mnie swoim ramieniem i zasnęliśmy.

Obudził nas dźwięk walenia do drzwi. Misiek wstał i niepewnie poszedł w ich stronę. Kiedy otworzył usłyszałam kobiecy głos. Bez zastanowienia ubrałam michałową koszulkę i udałam się za tym głosem.

- Przepraszam, że Was obudziłam. Wiem, że jest późno, ale tylko Ty jesteś w stanie mi pomóc.

To była Aśka. Tak ta sama Aśka, z którą Zibi zerwał na przełomie marca i kwietnia.

- Ale o co chodzi. Bo nie za bardzo ogarniam. – rzekł Michał zaspanym głosem.
- Potrzebuję porozmawiać z Zibim. On zmienił numer zaraz po naszym rozstaniu. Chcę pojechać do niego do Rzeszowa. Chcę do niego wrócić. Wiem, że może być już za późno, ale kto nie próbuje, ten nic nie osiąga. Wiem, że masz jego adres.
- Joasia, Zibiego nie ma teraz z Rzeszowie. Ma problemy rodzinne. Nie wiem, jak długo to potrwa. Uwierz mi. Chcę Ci pomóc, ale nie teraz. Dla niego jest teraz ważniejsza rodzina.
- Ale proszę o jakiś kontakt chociaż.
- No dobra, jeśli naprawdę potrzebujesz, to jest w Warszawie. Albo w klinice, albo u rodziców. Tu masz adres kliniki. Tylko proszę. Bądź delikatna. – podał jej karteczkę z adresem.
- Ale dlaczego w klinice? Coś z jego rodzicami?
- Asia, dowiesz się wszystkiego na miejscu.
- Dzięki. Jeszcze raz Was przepraszam. Aha. Jeszcze jedno. Sarah, prawda? – zwróciła się do mnie.
- Tak. O co chodzi?
- Przepraszam Cię, że na początku byłam dla Ciebie nie miła. Miałam dość trudny okres jak wiesz i dlatego. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Nie. Oczywiście, że się nie gniewam.
- W takim razie już pójdę. Dobranoc.

Czyli mój plan swatania Zbyszka i Asi nie będzie potrzebny. Michał zamknął drzwi i już mieliśmy iść ponownie spać, kiedy mojemu facetowi coś odbiło i uznał, że po co mam iść, jak on może mnie zanieść. Nie obyło się bez zachwiań, bo ciężko iść po ciemku, a po co zapalać światło…

_______________________________________________________________________
Dziękuję wszystkim za zrozumienie i wybaczenie mi mojej przedwczorajszej nieobecności. Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział się Wam spodoba. Dziś niestety kończę ferie, więc czas brać się za naukę. Matematyko - Nadchodzę!


Pozdrawiam, no_princess :*