wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział 14.



- Jestem! – krzyknął Michał.
- Siedzę w salonie. – naprowadziłam go na moją osobę.
- Hej. – szepnął i mnie pocałował.
- Hej. – uśmiechnęłam się, ale i tak zauważył, że coś jest nie tak.
- Co się dzieje? – zapytał zatroskany
- Wiesz…? Właśnie zdałam sobie sprawę, że znowu wracam do pustego mieszkania. Karolina wyjechała i zrobiło się tak jak w stolicy.
- Nie mówiłem Ci tego, ale od samego początku nie byłem za tym, żebyś wynajmowała mieszkanie. Kiedy mówiłem Ci, żebyś przeprowadziła się tu, miałem na myśli moje mieszkanie. – zaskoczyła mnie jego odpowiedź. – Nie musisz tu mieszkać. Z resztą nie wiem, po co tu wracasz?
- Sama tego nie wiem.
- Nie proponowałem Ci tego na początku, bo nie chciałem, żebyś się wystraszyła, albo coś. Zamieszkaj ze mną. I tak właściwie cały czas spędzamy u mnie. Ciebie prawie nie ma w tym mieszkaniu.
- Naprawdę chcesz ze mną zamieszkać?
- Tak. Od początku tego chciałem. Ale trochę dziwnie wyglądałoby to, że nie jesteśmy razem, a ja chcę, żebyś się do mnie wprowadziła. Ale teraz wiem, że tak powinno być. Że nie chcę, żebyś wracała tu, do tego mieszkania. Chcę Cię zawsze mieć przy sobie.
- Dziękuję. – pocałowałam go w usta.

Dwie godziny później właściwie wszystko miałam spakowane. Zadzwoniłam do pana, u którego wynajmowałam mieszkanie i umówiłam się na 14.00. Przyszedł punktualnie. Rozwiązaliśmy umowę, oddałam mu klucze i pożegnałam się z nim.

O 15.00 siedzieliśmy już mieszkaniu Michała. W NASZYM mieszkaniu.

- To co teraz robimy? – zapytał Michał
- Kochanie, widzisz te kartony?
- To ja lecę na chwilę do Zibiego. – uśmiechnął się, po czym mnie przytulił. – Cieszę się, że tu jesteś.
- Ty mi się nie wykręcisz. – popatrzyłam na niego. – Ale Michał spójrz. Im szybciej skończymy, tym więcej czasu będziemy mieć dla siebie.

Nie musiałam go dłużej przekonywać. Koło 18.00 wszystko było wypakowane.

- To co? Idziemy gdzieś? – zaproponowałam.
- Ja coś wybiorę, a Ty się szykuj.

Pobiegłam do łazienki. Wzięłam prysznic, zrobiłam sobie makijaż i poszłam się ubrać. Włożyłam turkusowe rurki i biały sweterek, a do tego szpilki. Włosy ułożyłam w niezgrabny kok. Usłyszałam, że Michał też już się szykuje. W tym czasie włączyłam komputer w celu sprawdzenia poczty, Facebooka. Jak zwykle nic się nie działo. Wylogowałam się z obu stron i wyłączyłam laptopa.

- Gotowy? – zapytałam, kiedy wyszedł z łazienki.
- Oczywiście. Zakładaj jakąś ciepłą kurtkę i idziemy.
- A dokąd?
- Zobaczysz. Niespodzianka.
- Nie lubię niespodzianek. – zaczęłam grymasić jak małe dziecko.
- Trudno. – Wcale się nie przejął i mimo, że się zaparłam jak tylko mogłam, wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. – A tak na serio, to pokażę Ci najpiękniejsze miejsce w Jastrzębiu. I obiecuję Ci, że nie będziesz chciała stąd wyjeżdżać.
- Michał… Nie chcę stąd wyjeżdżać. Teraz tu jest mój dom.
- To dobrze. Ale i tak chcę Ci to pokazać. – Uśmiechnął się.

Jechaliśmy dobre pół godziny, kiedy nagle zorientowałam się, że skończyły się budynki.

- Ej.. Gdzie ty mnie zabierasz? Przecież miałeś mi coś w Jastrzębiu pokazać. A tak jakby już w nim nie jesteśmy.
- Jesteśmy. Widziałaś gdzieś tabliczkę z przekreśloną nazwą miasta? Bo ja nie.

Była 19.00. Zatrzymaliśmy się na poboczu drogi. Wysiedliśmy i Michał pociągnął mnie za rękę.

- Gdzie Ty mnie prowadzisz?
- Już zaraz będziemy na miejscu. A co boisz się?
- Nie boję się, bo wiem, że mnie obronisz. Jestem po prostu ciekawska.

Nagle ku moim oczom ukazał się rozległy widok gór. Usiedliśmy na drewniane ławce.

- Miałeś rację. To miejsce jest magiczne. Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?
- Bo lubię to miejsce. Tu jest cisza, spokój. Nikt Ci nie przeszkadza. Możesz rozmyślać do woli, a kiedy jest Ci źle, to możesz pomilczeć, i nikt nie będzie miał pretensji, że masz zły humor.
- A jak jest Tobie?
- Wspaniale. Nigdy nie czułem się szczęśliwszy. – powiedział i pocałował mnie.

Na ławce przesiedzieliśmy dobre trzy godziny. Do mieszkania wróciliśmy koło 23.00. Mieliśmy mnóstwo energii. Doszliśmy do wniosku, że nie pójdziemy jeszcze spać. Nagle usłyszeliśmy krzyk na klatce. Wyszliśmy z mieszkania zobaczyć co się dzieje.

- Przepraszam, coś się stało?
- TAK! – krzyknęła kobieta. – WYŁAŹ SUKO! ALBO WIESZ? ZABIERZ GO SOBIE! MI I TAK JUŻ NIE JEST POTRZEBNY! – cały czas krzyczała do zamkniętych drzwi.
- Możemy jakoś pani pomóc?
- Nie. Dobranoc.

Wróciliśmy do mieszkania.

- Znasz ich?
- Nie. Musieli się dzisiaj wprowadzić, bo jeszcze rano mieszkanie stało puste. Ale nie rozmawiajmy o nich. To nie nasz problem. My mamy lepsze rzeczy do robienia… - uśmiechnął się podejrzliwie.
- Osz Ty! Tobie tylko jedno w głowie! – pocałowałam go.
- Kto ostatni w sypialni gasi światła! – rzucił i pobiegł w stronę pokoju.
- Ze mną mój drogi nie wygrasz. – wskoczyłam mu na plecy i nie miałam zamiaru schodzić.

Michał dobiegł do sypialni. Nie zapalaliśmy światła, bo po co? I tak nikt go nie zgasi. Był remis.

Rano, po upojnej nocy, czekało na mnie śniadanko. Mimo, że był poniedziałek, Michał nie miał treningu. Nawet mi to odpowiadało, bo nie mieliśmy jeszcze okazji pobyć cały dzień razem. Jednak moje nadzieje ulotniły się wraz z dźwiękiem  telefonu Miśka.

- Co? – powiedział do urządzenia. – Za godzinę? Świetnie… Będziemy… No to na razie…
- Kto to? – zapytałam, kiedy skończył.
- Chcę, żebyś kogoś poznała. Nie znasz tu nikogo. Czas to zmienić. 
- Ale mi tak jest dobrze…
- Żadnych wymówek. Ogarnij się i wychodzimy.

Z mieszkania wyszliśmy przed 12.00. Pojechaliśmy do kawiarni, gdzie Michał nas z kimś umówił. Gdy dotarliśmy na miejsce znajomych Michała jeszcze nie było. Postanowiliśmy, że usiądziemy na dworze. Pierwsze dni kwietnia nas rozpieszczały. W pewnym momencie zauważyłam, jak Michał do kogoś macha. Wstał i zaprosił dwie przybyłe osoby do naszego stolika. 

________________________________________________________________________

2 komentarze: