sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 32.



Obudziłam się wtulona w jego wyrzeźbiony tors. Już nie spał. Cały czas mnie obserwował.

- Dzień dobry.
- Hej. Jak się spało?
- Fantastycznie. Michał, o której jest samolot?
- O 12.00. A czemu pytasz?
- Bo muszę wrócić do domu, żeby się spakować.
- W takim razie idź się ogarnij. Pomogę Ci z pakowaniem.
- Dziękuję. – udałam się do łazienki. – Michał? A gdzie jest Zibi? Bo Wy chyba razem w pokoju, nie?
- Noo.. Ale wszyscy byli tak spici, że jeszcze śpią u Ignaczaka i Żygadło. Jeszcze nie zdążył przyjść.
- To dobrze. – wyszłam z łazienki. – Jestem gotowa.

Po 15 minutach byliśmy już pod domem. Zaprosiłam go do środka i zrobiłam kawy. Cioci nie było. Najwyraźniej pojechała do kliniki. Właśnie prowadziłam Michała do swojej sypialni, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Poprosiłam Michała, żeby poczekał.

- Czego chcesz? – zapytałam przybysza.
- Porozmawiać.
- My nie mamy o czym rozmawiać. Nigdy nie mieliśmy. A teraz proszę Cię idź sobie, bo się spieszę. – zamknęłam mu drzwi przed nosem.

Kiedy wróciłam do pokoju Michał oglądał zdjęcia w albumie. Ja w tym czasie się pakowałam.

- Ej. A opowiesz mi kiedyś o tych ludziach ze zdjęć?
- Jak będziesz grzeczny. Ale na razie to ja się musze spakować mój drogi, więc oglądaj.

Po godzinie byłam spakowana. Trochę miałam bagaży. Na szczęście moje autko też ze mną leciało. Dobrze, że bilety wcześniej zabukowałam. Teraz bym nie zdążyła już.

- Sarah! Jesteś? – odezwała się ciocia wchodząc do domu.
- Tak. Już idę. – odkrzyknęłam. Michał postanowił pójść ze mną.
- Ty dzisiaj ten samolot masz prawda? – zapytała.
- Tak. Właśnie w związku z tym chciałam Ci coś powiedzieć.
- Słucham.
- Pamiętasz Michała? – wskazałam na jego osobę, na co mi przytaknęła. – Więc wyprowadzam się. Wracam do Polski. Z Michałem.
- Będzie mi smutno, ale cóż przecież Ci nie zabronię. Odwieźć Cię na lotnisko?
- Nie trzeba. Zabieram swój samochód. Do widzenia. Będę dzwonić jak najczęściej, a Ty mi dawaj znać, co z Paulem. Ok.?
- Ok. Bezpiecznej podróży. – przytuliła mnie na pożegnanie.

O 11.00 byliśmy już na lotnisku. Chłopaki byli trochę zdziwieni, że nie skaczemy sobie do gardeł, ani z Michałem, ani ze Zbyszkiem. Wręcz przeciwnie. Zbyszek był dla mnie nad wyraz miły.

- Ej! Chłopaki! Chodźcie tu wszyscy. Nie będę po całej hali krzyczał. – odezwał się Misiek.
- Idziemy. Tylko pamiętaj. Nie strasz Bartosza. Siedzi obok mnie w samolocie. Ja chcę mieć spokojną podróż. – odezwał się Jarosz.
- Spoczko foczko. Słuchajcie. Bo chciałbym wam coś powiedzieć. Otóż…
- No mów wreszcie. A nie z jakimiś przemowami wyskakujesz. – oburzył się Krzysiek.
- No przecież dopiero co mówić zacząłem. Mam dla was dobrą wiadomość.
- Płyniemy statkiem? – zapytał z nadzieją Kurek.
- Nie Bartuś. Nie tym razem. Chodzi o to, że nie musicie już próbować pogodzić mnie i Sarah. Sami się pogodziliśmy i wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Wszyscy siatkarze rzucili się na nas z radości.

- Ale przecież jak wczoraj zostawiliśmy was samych to po wyjściu Dzika płakałaś.
- Tak. Ze szczęścia, a nie ze smutku. I ja też mam wiadomość dla was. Mianowicie wracam do Polski! Na stałe!

Kolejne okrzyki radości rozbrzmiewały na lotnisku. Po godzinie siedzieliśmy już w samolocie. Podróż przebiegała jak zwykle. Kuraś się stresował, Igła wszystko i wszystkich nagrywał, ja przeglądałam Internet, a reszta spała. Na warszawskim lotnisku byliśmy koło 20.00. Jak tylko wylądowaliśmy Kurek wybiegł z samolotu i rzucił się na ziemię, co wyglądało komicznie. Zostawiliśmy go z tyłu, a sami udaliśmy się do budynku. Kiedy weszliśmy do środka zauważyliśmy tłum fanów. Podczas, gdy chłopaki rozdawali autografy i pozowali do zdjęć ja poszłam po samochód. Zaparkowałam go na parkingu przed lotniskiem i poczekałam na siatkarzy. Po rozmowie z Andreą dowiedziałam się, że mam wynajęty pokój w hotelu w ramach mojego prezentu urodzinowego, więc… Mieszkam z siatkarzami! Chłopaki wsiedli do autokaru, który miał ich zawieźć do Katowic, a ja pojechałam samochodem. Na miejscu byliśmy koło 2.00. Otrzymaliśmy klucze do swoich pokoi, po czym udaliśmy się do nich. Okazało się, że ja mam pokój na początku, a Misiek na samym końcu korytarza. Trochę było mi to nie na rękę, bo za daleko, no ale mówi się trudno. Weszłam do środka. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wzięłam prysznica. Tak jak stałam położyłam się do łóżka.

- Czegooo? – zapytałam, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- No bo ten. Zamiana pokoi. – rzekł wchodzący do mego pokoju Krzysztof.
- Co? Czemu?
- No bo wiesz, zamieszanie małe jest i w ogóle.. – Libero zaczął coś kręcić.
- Powiecie mi wreszcie o co chodzi? Bo jak nie, to ja idę spać.
- No dobra. To przez Kubiaka, bo on chce, żebyś bliżej mieszkała. – wygadał się Ziomek.
- Czy on naprawdę nie może wytrzymać? No dobra. Już idę. Dobranoc. – już miałam wychodzić, kiedy przypomniało mi się o najważniejszym. – Aha.. Jeszcze walizki. I klucze tez mi dajcie. Przydadzą się.

Kiedy miałam już wszystko podreptałam w stronę pokoju 78. Obok, 79. zajmowali Misiek i Zibi. Zmęczona szybko zasnęłam.
Obudziłam się koło 9.00. A właściwie to chłopaki mnie obudzili. Na korytarzu panował taki harmider, jakiego chyba jeszcze nie słyszałam. Wściekła wygramoliłam się z łóżka i wyszłam z pokoju.

- Ja pierdolę. Idźcie pogadać gdzieś indziej. Ja chcę spać. – powiedziałam zaspana.
- Dziewczyno! Jest dziewiąta i ty się nie wyspałaś?
- No sorry, ale po prawie miesiącu pobytu w Kanadzie funkcjonuję na tamtejszej strefie czasowej. Czyli, że powinnam jeszcze spać. Jutro lub pojutrze powinnam się już przestawić. Dobranoc.
- No dobra. To śpij.

Poszli. Cisza i spokój. Jednak moja radość nie trwała długo.

- Wstałaś już? – zapytał przyjemnym głosem.
- Jeszcze nie. Ale jak chcesz, to możesz zostać. Smutno mi się spało bez Ciebie.
- No widzisz? Mi też. Zibi nie jest w stanie mi Ciebie zastąpić. – zaśmiał się.
- Mhm… Dobranoc.

Wtuliłam się w niego. Po trzech godzinach byłam już na nogach. Michał cały czas przy mnie leżał. Czułam się jak dawniej. Było mi dobrze.

4 komentarze:

  1. Jak miło, że wszystko jest w porządku. Cieszę się, że relacje z Zibim są lepsze. Fakt, zachowanie Kurka po przylocie spowodowało pojawienie się banana na mojej twarzy :)) Czekam na więcej.
    PS. Nie wiem czy zaloze tego bloga. Nie mam chyba talentu. Jest tyle wspaniałych(m.in. Twój), a moje wypociny się nie nadają do publikacji :(
    blueberrysmiel :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. :*
    Pisz, pisz. A jak nie jestes pewna, czy Twoje, jak to nazwałaś "wypociny" się nadają to może wyślij mi na maila prolog albo chociaż małą próbkę. Może nie jestem jakąś specjalistką, ale zawsze to coś. :) A poza tym, ja tez tak myślałam o swoich wypicinach. Mówiłam sobie, że nikt tego nie będzie czytać i w ogóle, a tu proszę: ponad 6000 wyświetleń. :)

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe kto wtedy zapukał do drzwi :)
    Cieszę się, że się pogodzili z Zibim, ale i tak wiesz, że mam nadzieję na coś niespodziewanego.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie. Wszystkow swoim czasie. :)

      Pozdrawiam :D

      Usuń